Lubię chodzić na degustacje
niezależnie od tego gdzie jestem. Winiarskie pogaduchy pomagają poznać lokalny
rynek, gusta kupujących, zrozumieć wysiłki czynione przez sprzedawców, a przede
wszystkim pozbyć się stereotypów i wyrobić własną opinię. Ostatni czwartek
spędziłem za Bugiem na degustacji organizowanej przez ukraińską sieciówkę o
wschodnio brzmiącej nazwie Wine Time.
Jeśli znajdziecie się za naszą wschodnią granicą i szkoda Wam będzie czasu na wybieranie
win metodą prób i błędów, śmiało możecie skierować się do jednego z kilkunastu sklepów
tej sieci. Znaleźć je można od Lwowa po Dniepropietrowsk, jak Ukraina długa i
szeroka. Oprócz klasyki, mają tam niezły wybór win z Ukrainy, Mołdawii czy Kaukazu.
winomarket Wine Time |
Degustacja odbyła się w małej, przyjemnej
restauracji 20 metrów od sklepu. Na stolikach czekały przygotowane kieliszki,
talerze z serami i spluwaczki. Żadnego lokalnego folkloru, choć z drugiej
strony, czy wina nie są doskonałym przykładem globalizacji rynków. Bohaterką
wieczoru była Hiszpania, a dokładnie region Castilla y León. O samych winach może
przy następnej okazji, a dzisiaj kilka słów o samej imprezie.
Zaczęło się od degustacji w ciemno,
w której do wygrania był bilet (cena około 25 PLN) na kolejny wieczór degustacyjny.
Do tej pory nie mam pojęcia jak gość z sąsiedniego stolika trafił sauvignon
blanc z La Mancha. Wino, chociaż niezłe, wcale nie przypominało sauvignon, a biała
Hiszpania z tą odmianą specjalnie też się przecież nie kojarzy. Kolejne wina
były już podawane według misternie przygotowanej karty degustacyjnej.
Prowadzący pytał o proponowaną cenę, ciesząc się jak dziecko, kiedy
strzelaliśmy wyższą od sklepowej.
ciężka praca degustujących |
Na Ukrainie panuje kult jedzenia.
Restauracje pękają w szwach cały tydzień, a atrakcyjne ceny i bardzo dobry
serwis przyciągają nawet największych kulinarnych domatorów. Nie trudno się
domyślić, że degustacja miała sporo elementów łączenia wina z kuchnią, a co
bardziej realistyczne zdjęcia kastylijskich dań, wywoływały cmoknięcia wyrażające
zachwyt. Przy kolejnych kieliszkach obecni prześcigali się w pomysłach, co by do
nich zjedli. Każde wino było też oceniane w parkerowskiej skali, a sala miała
przy tym niezłą zabawę. O poziomie dyskusji niech świadczy fakt, że przy moim
stoliku temat zszedł na ulubionych producentów Sherry.
Kiedy wyszło na jaw, że jestem z
Polski, stałem się obiektem zazdrosnych westchnień miłośników serów, które w
Polsce - jak się okazuje - są znacznie tańsze i lepsze niż za Bugiem. Swoją
drogą, kto by pomyślał, że jesteśmy serowym rajem. Wracając do cen win nad
Dnieprem, to są one o 20-40% droższe niż u nas. Na Ukrainie, podobnie zresztą
jak w innych „krajach rozwijających się winiarsko”, wino traktuje się bardzo
poważnie. Jak będziecie mieli okazję brać tam udział w degustacji w ciemno,
lepiej się przygotujcie, bo polegniecie nawet na sauvignon blanc.
Fajna historia. Niespodziewana! Byłem tam, nie ciągnie mnie ponownie, ale Twoja relacja jest bardzo intrygująca. Może kupię trochę sera i wymienię na jakieś porządne burgundy :)
OdpowiedzUsuń@Maciek Gontarz
OdpowiedzUsuńMaciek, z tą wymianą sera na wino to bardzo dobry pomysł. Lazur błękitny za burgunda, barter marzeń:-)
@Piotr - mało tego! wyobraź sobie co by powyciągali z piwnic jakby im przywieźć trochę polskich serów zagrodowych :)
OdpowiedzUsuń