poniedziałek, 27 grudnia 2010

Czerwone wino z Wirtembergii

Niemiecka precyzja

  1. Weingut Schnaitmann, Simonroth Cuvée D, 2008, region: Württemberg, szczepy: 60% Cabernet Dorio (krzyżówka szczepów Dornfelder i Cabernet Sauvignon), 10% Cabernet Dorsa (również Dornfelder i Cabernet Sauvignon), 10% Cabernet Cubin (Blaufränkisch i Cabernet Sauvignon), 15% Lemberger (Blaufränkisch), 5% Cabernet Franc, Niemcy. Jeśli o trzech pierwszych szczepach nigdy wcześniej nie słyszeliście nie znaczy to wcale, że nie znacie się na winach. Są one mało znanym efektem wytężonej pracy niemieckich enologów, krzyżujących Cabernet Sauvignon z czym tylko się da. Niemieckie zacięcie naukowe daje wyraz nawet w produkowanych tam winach;                        
  2. Kolor: ciemna głęboka purpura (nic dziwnego, skoro pracują na to różnej maści odmiany Cabernet i Blaufränkisch, które znane są z faktu szczodrego oddawania koloru produkowanym z ich użyciem winom);
  3. Nos: to wino kameleon. Bardzo ciekawie ewoluowało w kieliszku. Przez około 30 minut zmieniało się kilkakrotnie. Przy pierwszym kontakcie wyczuwalne przede wszystkim jeżyny oraz intrygujący zapach surowego czerwonego mięsa. Po około 10 minutach wyraźnie doszły do głosu ostre przyprawy. Trochę się w między czasie zagadałem, więc następny raz zanurzyłem nos w kieliszku po upływie kolejnych kilku minut. Doszedł do mnie intensywny zapach słodkich czerwonych truskawek. Te nieoczekiwane wolty zapachowe w Simonroth z jednej strony bardzo intrygujące, z drugiej sprawiają, że wino robi się trochę „laboratoryjne” – jakby zbyt precyzyjnie zrobione, bez elementu szaleństwa i lekkiego chaosu. Odniosłem wrażenie, że aromaty nie krzyżowały się w sposób naturalny, a ujawniały w z góry przewidzianej kolejności i czasie. No cóż, niemiecka precyzja;
  4. Smak: dobra szkieletowa kwasowość z lekko rozczarowującymi taninami jak na szczepy, których nazwy zaczynają się od słowa Cabernet. W smaku czarne owoce oraz pieprz z majaczącą w tle beczką (11 miesięcy, przy czym aż 90% w nowej beczce musiało zrobić swoje). Na finiszu wyraźnie wyczuwalny tytoń;
  5. Cena: 17 Euro za butelkę. Moim zdaniem wino bardzo dobrze zrobione. Może trochę brakuje mu ciała ale pamiętajmy, że to Wirtembergia, a nie Półwysep Iberyjski. Jak na czerwone niemieckie wino to i tak waga ciężka. Poza tym zmieniający się nieustannie nos był naprawdę intrygujący. Szkoda, że nie starczyło mi cierpliwości, żeby poczekać jeszcze kilkanaście minut. Ciekawe jaki aromat byłby następny;
Dzisiejsza degustacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że wino często oddaje ducha narodu. „Laboratoryjny” Simonroth jest tego doskonałym przykładem. Odnoszę wrażenie, że został wyprodukowany z chirurgiczną niemal precyzją przez naukowców w białych fartuchach i ochronnych okularach, pochylających się z zatroskaniem nad kadzią fermentacyjną. Co więcej, eksperyment zakończył się pełnym sukcesem.
Co do wyjątkowej zmienności Simonroth, to zawsze warto dać czas winu w kieliszku.
Wszak picie wina to proces wymagający czasu, a nie jednorazowe zdarzenie.

sobota, 18 grudnia 2010

Słodkie wino z włoskiego Molise

Słodycz z zapomnianego regionu Molise

  1. Di Majo Norante, Apianae, 2007, apelacja: Moscato del Molise DOC, szczep: Moscato, Włochy;
  2. Kolor: to wino ma kolor... pomarańczowy! Może nie jest to jakiś bardzo głęboki odcień, ale zawsze. Taka jasna, nie do końca dojrzała pomarańcza. Przyznacie sami, nawet w winach słodkich taki kolor to prawdziwy rarytas. Apianae leniwie spływa po ściankach kieliszka. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę 14,5% alkoholu i ponad 90 gramów cukru na litr. Pod względem ilości nieprzefermentowanego cukru to taki 4-putonowy Tokaji. Czyli słodki ale nie fabryka cukierków;
  3. Nos: przede wszystkim olejek różany i suszona morela. Oprócz tego kandyzowana skórka pomarańczowa, kwiaty, słodkie przyprawy i coś bardzo ciekawego na finiszu, jakby szałwia, która wspaniale podkreśla i „spina” wcześniejsze aromaty. W morzu słodyczy każdy ostrzejszy element jest zawsze dla mnie wartością dodaną;
  4. Smak: atak różany ustępujący miejsca suszonym morelom. Na finiszu dochodzą nieśmiało do głosu słodkie, a nawet ostre przyprawy. Kwasowość, która nie bez trudu ale jednak, balansuje słodycz. Jak dla mnie to jedyne pół minusa tego wina. Mogłoby mieć nieznacznie kwaśniejszy finisz;
  5. Cena: 20 Euro za butelkę 0,75 litra (podkreślam ten fakt, jako że dużo win słodkich sprzedawane jest w mniejszych butelkach). To jedno z najciekawszych słodkich win jakie miałem okazję próbować od dawna. Zadziwia już w kieliszku swoim pomarańczowym kolorem, żeby następnie zupełnie zaskoczyć aromatem szałwii. Moim zdaniem czołówka w swoim gatunku;

Przyznam się szczerze, że nic nie sprawia mi takiej satysfakcji jak dobrze dobrać wino do deseru. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej zapamiętujemy to co nas spotyka na początku i na końcu. Jeśli nawet mogliśmy lepiej sparować wino z przystawką czy daniem głównym, to i tak wszyscy (znajomi) będą nas chwalić, jeśli uda nam się dokonać dobrego wyboru do deseru. Nie lekceważmy więc tego ostatniego ale jakże ważnego akordu.
A tym wszystkim, którzy jak twierdzą kochają wino ale tylko wytrawne odpowiem, że to trochę tak jakby lubić jazdę samochodem nie lubiąc jednocześnie wrzucać trzeciego biegu. Słodkie wina są elementem picia wina, tak jak jazda na trójce jest częścią podróży samochodowej.  Przynajmniej ja tak to widzę.
Na koniec dwa słowa o Molise. Podobno nawet niektórzy Włosi nie wiedzą gdzie ten region właściwie leży (w rzeczywistości wciśnięty gdzieś pomiędzy Abruzję i Apulię). Jeżeli będą tam jednak robić takie wina, usłyszą o regionie nie tylko niedouczeni rodacy ale i miłośnicy wina na całym świecie.

sobota, 11 grudnia 2010

Wino musujące z Turcji

Los bąbelków nieznany – głównym podejrzanym korek

  1. Kavaklidere, Altun Köpük Brut, wino musujące bezrocznikowe, apelacja: Kapadokya-Gülşehir, szczep: Emir, Turcja, Kapadocja;
  2. Kolor: przy winach musujących najważniejsze w odbiorze wizualnym są dla mnie bąbelki: czy jest ich dużo czy mało, jakiej są wielkości, jak bardzo są ruchliwe, czy trzymają się ścianek kieliszka czy wędrują sobie swobodnie w cieczy, wreszcie jak szybko po nalaniu do kieliszka znikają? Jeśli nie będziemy zwracać na te wszystkie „bąbelkowe” cechy naszej uwagi to zaprzeczamy trochę samej idei win musujących. W końcu właśnie o bąbelki tu chodzi! Aaa.. i pamiętajcie o małym wąskim kieliszku, który umożliwi nam te obserwacje. Jeśli ktoś chce obserwować kosmos to robi to raczej przez teleskop. Podobnie i tu, po co sobie komplikować życie. Z Altun Köpük dwutlenek węgla gdzieś zniknął. Szczerze mówiąc jest go niewiele więcej niż w nie będącym przecież winem musującym Vinho Verde. Głównym podejrzanym jest dziwnie napuchnięty i wilgotny korek. Te bąbelki, które zostały w kieliszku są dość duże i raczej kurczowo trzymają się ścianek kieliszka, jakby w obawie, że podzielą los swoich kolegów. Wino koloru jasnej cytryny, w swojej barwie gdzieś pomiędzy Prosecco, a zrobionym przyzwoicie winem musującym metodą klasyczną (druga fermentacja w butelce i kontakt małej ilości wina z duża ilością martwych drożdży);
  3. Nos: zielone jabłka, cytrusy. Ponadto nos zaskakująco „szampański” - zapach świeżego masła. Jest to aromat wtórny, który powstaje przede wszystkim przy kontakcie wina z martwymi drożdżami. Bardziej więc spodziewałbym się go przy szampanach czy innych winach produkowanych metodą tradycyjną (méthode champenoise) gdzie druga fermentacja, odpowiedzialna za produkcję bąbelków, przebiega w butelce. W konsekwencji kontakt wina z martwymi drożdżami jest dość duży, co skutkuje rozwijaniem się wtórnych aromatów takich jak maślany, drożdżowy czy zapach chleba itp. Altun Köpük jest produkowany metodą powszechnie uważaną za tańszą i szybszą – tank method (method charmat). Druga fermentacja następuje w wielkich kadziach, skąd wino po uzyskaniu bąbelków, przelewane jest pod ciśnieniem do butelek. W tej metodzie dużo mniejszy jest kontakt wina z drożdżami. W kadzi jest znacznie więcej wina w stosunku do powierzchni gdzie opadają martwe drożdże.  Stąd zdecydowanie więcej owocowych aromatów, a mniej tych pochodzących z drugiej fermentacji. To jest teoria, a w praktyce mam przed sobą tureckie wino musujące robione tank method (fermentacja w wielkich stalowych kadziach) z zaskakująco „klasycznym-szampańskim” nosem. Świetne połączenie owocowości z szampańskim „smrodkiem”;
  4. Smak: cytrusy, kwaśne jabłka z wyraźnym, jeszcze kwaśniejszym, przechodzącym prawie w gorycz, finiszem. Ale, żeby nie zrobiło nam się za gorzko i kwaśno, gdzieś w tle wyczuwalny nieprzefermentowany cukier. Smak dużo bardziej zdradza tank method niż nos (owocowa świeżość całkowicie zdominowała smaki mogące pochodzić z drugiej fermentacji);
  5. Cena: 15 Euro. Gdyby nie incydent z bąbelkami, które zniknęły, wino absolutnie warte tej ceny. Jeśli ktoś chce wypić coś cięższego od Prosecco, a nie jest jeszcze gotowy na „drożdżowego giganta”, to Altun Köpük wypełnia tę lukę. A poza tym jest tureckim winem musującym. Co za czasy...;
Jeśli komuś przyszło do głowy, że Anatolia to chyba za gorące miejsce na produkcję win białych, a w dodatku musujących, to trudno odmówić mu logiki rozumowania. Śpieszę więc donieść, że winnice w rejonie Gülşehir położone są na wysokości 900 – 1000 m.n.p.m. Tym samym jeden cud związany z produkcją tego wina daje się racjonalnie wytłumaczyć. Drugi, czyli znikające bąbelki, pozostaje niewyjaśniony.

niedziela, 5 grudnia 2010

Rias Baixas kontra Vinho Verde

Hiszpańsko – portugalska bitwa na wina

  1. Bodegas Martin Códax, Burgáns, 2009, apelacja: Rias Baixas, szczep: Albariño, Hiszpania;
    Muralhas de Monção, 2008, apelacja: Vinho Verde (podregion Monção), szczepy: Alvarinho (to ten sam szczep, który po drugiej stronie granicy nazywa się Albariño), Trajadura; Portugalia;
  2. Kolor: wina właściwie się od siebie nie różnią. Kolor gdzieś pomiędzy cytryną a limonką. W Rias Baixas minimalnie bardziej widoczny zielonkawy refleks. W kieliszku Vinho Verde widoczne wyraźnie delikatne bąbelki. To cecha charakterystyczna białych win z tego regionu. Kiedyś te wina zawdzięczały obecność dwutlenku węgla fermentacji mlekowej (malolactic fermentation), która następowała już w butelce, po właściwej fermentacji alkoholowej. Polega ona na zamienianiu kwasu jabłkowego na bardziej łagodny kwas mlekowy przy udziale bakterii kwasu mlekowego. W procesie produkcji wina fermentacja mlekowa (secondary fermentation) ma przede wszystkim zmniejszyć jego kwasowość i zapewnić łagodniejszy i bardziej pełny charakter. To taki winiarski makijaż. Obecnie przy produkcji Vinho Verde nie przeprowadza się fermentacji mlekowej. Pozwala to winu zachować bardzo wysoką kwasowość i świeżość. Tyle, że trzeba było zrobić coś, żeby zachować jego symbol, czyli skaczące w kieliszku drobne bąbelki. Wybrano najprostsze rozwiązanie. Wino jest nasycane dwutlenkiem węgla, podobnie jak woda mineralna, czy Coca Cola. Dla odmiany, w kieliszku Rias Baixas nic się nie dzieje;
  3. Nos: w Rias Baixas oprócz brzoskwini, lychee, białych kwiatów, wyczuwalna mineralność. Vinho Verde to przede wszystkim zielone jabłka i cytrusy, którym także towarzyszy powiew mineralności. Szczerze mówiąc, poza tą ostatnią, trudno w aromacie znaleźć jakieś elementy wspólne dla obydwu win. Gdyby na tym etapie ktoś powiedział mi, że te wina geograficznie dzieli zaledwie 50 km i w znacznej części są zrobione z tego samego szczepu (Albariño czy jak wolą Portugalczycy Alvarinho) nie uwierzyłbym. Stoją przede mną dwa wina: jedno ma wyraźne bąbelki w kieliszku i pachnie zielonymi jabłkami i cytrusami, drugie bez bąbelków o aromacie brzoskwiń, lychee i białych kwiatów.
  4. Smak: Vinho Verde smakuje dokładnie tak jak pachnie. Przede wszystkim zielone jabłka i limonka. Bardzo duża kwasowość, która potęguje odczucie świeżości. Moim zdaniem idealne na aperitif. W Rias Baixas wyczuwam zielone jabłka i cytrynę (ale nie limonkę - nieznacznie mniejsza kwasowość). Wino pełniejsze ale przez to pozbawione tego zdecydowanego charakteru, jaki ma Vino Verde. Rias Baixas sprawia wrażenie trochę zagubionego, podczas gdy Vinho Verde od początku do końca dokładnie wie gdzie zmierza. Wygląd w kieliszku, nos i smak kolejno się uzupełniają tworząc harmonijną całość. Tymczasem w Rias Baixas nos jest jakby pożyczony z innego wina. Łagodny, delikatny, zbyt silnie w moim odczuciu, kontrastuje z ostrym kwaśnym smakiem.
  5. Cena: Rias Baixas 14,99 Euro, Vinho Verde 43 PLN. Rias Baixas bez takiego charakteru jak Vinho Verde ale dzięki temu nikogo specjalnie nie urazi. Jest niewątpliwie bardziej uniwersalne od swojego portugalskiego rywala. Vinho Verde ma wyraźnie swój styl, który albo ktoś akceptuje albo nie. W Rias Baixas jeśli nie odpowiada komuś jakiś jego element, to zawsze może poszukać w nim sobie jakiegoś innego, który bardziej odpowiada jego preferencjom;
Dla mnie zwycięzcą tego pojedynku jest bardziej harmonijne i trzymające się swojego stylu Vinho Verde. Z pozoru wina te dzieli bardzo niewiele: podobna lokalizacja, a co za tym idzie zbliżony klimat, do pewnego stopnia te same winogrona (w Vinho Verde oprócz Alvarinho jest jeszcze Trajadura). Po otwarciu butelek okazało się jednak, że różnice wcale nie są tak drobne, jak na początku mogłoby się wydawać.

sobota, 27 listopada 2010

Słowacki Cabernet Sauvignon

Czy naturę da się oszukać?

  1. Matyšák Vinum Galérie Bozen, Cabernet Sauvignon, 2008, apelacja: Południowosłowacki Region Winiarski (dokładnie miejscowość Pezinok - 18 km na północny wschód od Bratysławy), szczep: Cabernet Sauvignon, Słowacja;
  2. Kolor: ciemny rubin, w kieliszku bardziej przypomina Merlot niż Cabernet Sauvignon (na Cabernet trochę za jasne);
  3. Nos: średnio intensywny, dominują czarne owoce (jeżyny, wiśnie), trochę tytoniu. Niemniej jednak zaraz po otwarciu butelki, nieco niespodziewanie jak na Cabernet, wyczuwalne maliny. I jest jeszcze coś, co łatwiej byłoby opisać stojąc przed tablicą Mendelejewa niż w ogrodzie. Na szczęście im wino dłużej przebywa w kieliszku tym zapach ten bardziej ustępuje owocom; 
  4. Smak: wysoka kwasowość przy, co najwyżej, średniej taninowości. Niezbyt wysoki alkohol. To wszystko sprawia, że winu brakuje tak oczekiwanego przy Cabernet Sauvignon ciała. Wyczuwalne śladowe ilości nieprzefermentowanego cukru, co według mnie, kompletnie do tego wina nie pasuje. Ponadto w smaku czarne owoce z ostrawym, a na końcu nawet herbacianym zakończeniem;
  5. Cena 8 Euro. To wino nie jest na pewno idealne ale i nie straszy. Nie wiem, czy nie lepszym pomysłem byłoby w tym regionie skupić się na białych szczepach. Jeżeli czerwone, to lubiące czasem trochę przemarznąć - Zweigelt, Portugieser czy Blaufränkisch (jak robią to sąsiedzi za miedzą w regionie Weinviertel, w Austrii). Producent postawił jednak na magię nazwy Cabernet Sauvignon. Trochę go rozgrzeszam, bo wielu na świecie robi podobnie, nie zważając zupełnie na terroir (warunki geologiczne i klimatyczne) danego miejsca, jakby sama nazwa Cabernet Sauvignon była przepustką do lepszego winiarskiego świata. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś kupił terenowy samochód z wielkim silnikiem, żeby jeździć nim raz w tygodniu dwie ulice dalej do marketu na zakupy. Przerost formy nad treścią, czy niech każdy nazwie to sobie jak chce. 
Już dawno temu postawiłem tezę i próbuję ją udowodnić, że w pochmurnym i chłodnym (jak na produkcję wina) klimacie można zrobić wspaniałe czerwone wino. Po dzisiejszym dniu, jak i po wszystkich wcześniejszym próbach, wygląda na to, że teza się nie broni. Ale jeszcze nie odpuszczam i będę próbował udowodnić, że naturę da się oszukać!

sobota, 20 listopada 2010

Brouilly z Beaujolais

Reminiscencje po trzecim czwartku listopada

  1. Mommessin, Les Grumières, 2008, apelacja: Brouilly (jedna z 10 Crus - wąskich apelacji w Beaujolais), szczep: Gamay, Beaujolais, Burgundia (tak, tak, Beaujolais to też Burgundia, także unikajcie stwierdzeń, że Waszymi ulubionymi winami są „Burgundy”, a Beaujolais uważacie za słabe, lekkie i niemające nic do zaoferowania wina), Francja;
  2. Kolor: jasny rubin, widoczna dłoń znajdującą się pod kieliszkiem napełnionym winem. Oczywiście, przy założeniu, że napełniamy 1/3 kieliszka;
  3. Nos: intensywny – przede wszystkim czerwone owoce: truskawka, wiśnia, malina, z wyczuwalnym pieprzowym akcentem; 
  4. Smak: po przełknięciu moje usta są wciąż pełne śliny, co niezbicie dowodzi dużej kwasowości, która starannie otacza całe podniebienie, a nie atakuje punktowo jak np. przy wypiciu soku z cytryny. Praktycznie niewyczuwalne taniny, kwasowość natomiast znakomicie balansowana przez witalną owocowość. Niski, nie narzucający się alkohol (w rzeczywistości 12,5% jak podpowiada nam etykieta). W smaku wyczuwalne przede wszystkim wiśnie, z wyraźnym ostrym pieprzowym finiszem;
  5. Cena 8,95 Euro. Solidna robota. Aż nabieram ochoty na rybę. Czy zdarzyło się komuś jeść rybę w sosie pieprzowym, która by mu nie smakowała. No właśnie...ostry, pieprzowy finisz sprawia, że to wino dobrze pasuje do ryby. Oczywiście, dla tych, którzy lubią być po bezpiecznej stronie życia, polecam do ryby wino białe, ale dla miłośników emocji i ryzyka (które bądź co bądź czasami popłaca), już niekoniecznie. Spróbujcie do ryby dopasować czerwone wino. Szukajcie niezbyt ciężkich i najlepiej tych o wyczuwalnym, pieprzowym finiszu. Czerwona Burgundia wydaje się być idealnym kandydatem.

Nie bardzo rozumiem tych, którzy krytykują Beaujolais za jego młodość, lekkość i owocowość, stawiając za wzór ciężkie, taninowe i dojrzałe wina. To tak jakby powiedzieć, że garnitur jest lepszy od dresu. To wszystko zależy na jaką okazję. Osobiście wolę grać w piłkę w dresie niż w garniturze. 

Trzeci czwartek listopada to czas kiedy na całym świecie otwiera się butelki Beaujolais Nouveau, czyli wina z szeroką apelacją Beaujolais, zrobionego na szybko, w ciągu 6-8 tygodni, nadającego się do szybkiej konsumpcji. Każdy kto próbował Nouveau wie, że smakuje ono inaczej niż wina, które pijemy na co dzień. I nic w tym dziwnego skoro jeszcze 6 tygodni temu owoce rosły sobie radośnie na krzakach. Wydaje mi się, że Nouveau powinno traktować się jak rodzaj wina, a nie znęcać się nad nim, że ma mało ciała i w ogóle jakieś takie bardziej jak sok niż wino. Każdego adwersarza Beaujolais Nouveau (czy podobnych, tyle że nawet o 2 tygodnie młodszych, win włoskich Novello) mam ochotę spytać jak często pije 2 miesięczne wino? Ja przyznaję się, że nawet nie raz w roku. Nie widzę więc nic złego w otworzeniu raz na jakiś czas butelki Nouveau.

niedziela, 14 listopada 2010

Muscadet Sèvre et Maine Sur Lie z Doliny Loary

  1. Pierrie Brévin, 2007, apelacja: Muscadet Sèvre et Maine AC, rodzaj wina: Sur Lie, szczep: Melon de Bourgogne, podregion: Nantais, region: Dolina Loary, Francja;
  2. Kolor: bliżej mu do złotego niż do cytrynowego. Zwracam uwagę na silikonowy korek (zawsze będę to robił przy winach francuskich, żeby udowodnić, że nawet twórcy „teorii klasycznej w winiarstwie” – Francuzi, zaczynają liberalizować swoje podejście;
  3. Nos: intensywny – przede wszystkim passiflora (zwana też passionfruit, marakują), trochę cytrusów; 
  4. Smak: będące w defensywie w aromacie cytrusy zdominowały zupełnie passiflorę w smaku. Kwasowość idealnie współgra z owocowością. To jak zgrany duet, w którym każdy gra swoją rolę. Wino bardzo długie. Po 3 minutach wciąż czuję jego smak. Niejedno czerwone wino odeszłoby po takim czasie w niepamięć;
  5. Cena 6,69 Euro. To najlepsze wino jakie piłem za 6,69 Euro. Co prawda rzadko mi się zdarza pić wino za dokładnie 6,69 ale Pierrie Brévin jest naprawdę interesujący. Już dawno przestałem się zgadzać z tymi, którzy deprecjonują Dolinę Loary. Kilka razy zdarzyło mi się słyszeć opinię, że to najmniej ciekawe z francuskich regionów. Moim zdaniem wręcz przeciwnie. Mało jest regionów, które mogły by się pochwalić taką różnorodnością produkowanych win: od musujących Crémant de  Loire, poprzez białe, rosé, do ciężkich czerwonych ze szczepu Cabernet Franc. Krótko mówiąc Francja w pigułce! A że cena jest trochę niższa niż u sąsiadów, to tylko plus.
Na koniec trochę teorii. Zwięźle w punktach, żeby nie zaśmiecać internetu i się wzajemnie nie zanudzać:

1.   Apelacja Muscadet AC, czy węższa Muscadet Sèvre et Maine AC z zachodniej części  Doliny Loary w podregionie Nantais, nie ma nic wspólnego z białym szczepem o nazwie Muscat. Apelację Muscadet należy kojarzyć ze szczepem o nazwie „owocowo-geograficznej” -  Melon de Bourgogne;
2.   Przy apelacji Muscadet Sèvre et Maine określenie Sur Lie oznacza, że wino spędziło co najmniej zimę następującą po zbiorze na martwych drożdżach (francuskie Lie). Drożdże wykonały swoją robotę, czyli zamieniły cukier z winogron na alkohol, umarły i nie zostały od razu oddzielone od wina. Wino dzięki takiemu zabiegowi powinno stracić trochę świeżości, a zyskać ciała, ciężaru, body czy jakkolwiek by tego nie nazwać. W aromacie mogą pojawić się drożdże, chleb, tosty, biszkopty (wszystkie te aromaty pochodzą od kontaktu wina z martwymi drożdżami). Pierrie Brévin, moim zdaniem, nie stracił świeżości, a rzeczywiście zyskał trochę „na wadze”. W konsekwencji wino można łączyć z cięższymi potrawami, albo po prostu, na drugi dzień trochę bardziej po nim boli głowa.

sobota, 6 listopada 2010

Godello z hiszpańskiej Galicji

  1. Adegas Paza Das Tapias, Alma de Blanco 2009, apelacja: Monterrei DO, szczep: Godello, Galicja, Hiszpania;
  2. Kolor: jasna cytryna, blade;
  3. Nos: średnio intensywny – cytrusy (przede wszystkim limonka, cytryna), zielone, niedojrzałe jabłko, wyczuwalna mineralność; 
  4. Smak: prawdziwa brzytwa na języku, bądźcie ostrożni! Bardzo duża kwasowość, przede wszystkim limonka, cytryna, wyczuwalny metaliczny posmak. Wszystko to potęguje uczucie świeżości i lekkości;
  5. Cena 11,99 Euro. Dla wielbicieli bardzo wytrawnych Rieslingów czy smakoszy Choucroute (alzackie danie z kiszonej kapusty z wędlinami) oraz różnego rodzaju
    tart - to wino, które niewątpliwie warto spróbować. Trudno mi o obiektywną ocenę, bo nie ukrywam, że jest to ten styl białych win, który wyjątkowo cenię. 
Namawiam wszystkich pijących wino, żeby próbowali odgadywać styl wina na podstawie położenia i cech klimatycznych regionu, z którego pochodzi. Brzmi może trochę skomplikowanie, ale wcale nie jest. I tak apelacja Monterrei DO położona jest w hiszpańskiej Galicji, która słynie z wysokich (nie tylko jak na Hiszpanię) opadów i niezbyt upalnych temperatur. Opady w mieście Ourense, z okolic którego wino pochodzi, to 630 mm rocznie, co odpowiada, mniej więcej, sumie rocznych opadów w Łodzi. Temperatury w lecie tylko nieznacznie przewyższają te notowane we Wrocławiu. Jakiego więc wina możemy się spodziewać? Chłodniejszy klimat sprzyja uprawie białych winorośli, wina mają zazwyczaj wysoką kwasowość i niższą zawartość alkoholu. W konsekwencji braku słońca w gronach gromadzi się mniej cukru, który w procesie fermentacji zamieniany jest na alkohol. I w ten sposób nie otwierając butelki Godello z Monterrei możemy się domyślić jakim jest winem. Oczywiście nawet posiadając tę wiedzę, każde wino zawsze może nas zaskoczyć.
I na koniec ciekawostka lingwistyczna. Mieszkańcy Galicji do tego stopnia podkreślają swoją odrębność językową, że nawet na butelkach win eksportowanych z hiszpańskiej Galicji próżno szukać, kojarzonego z winami hiszpańskimi, oznaczenia apelacji Denominación de Origen. Znajdziemy natomiast Denominación de Orixe. W każdym razie jest to ta sama apelacja.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Primitivo z południa Włoch

  1. Terre di Sava, Vini del Sole, Primitivo 2009, apelacja: Puglia IGT, szczepy: Primitivo (to ten sam szczep, który Amerykanie nazywają Zinfandel, a nawet White Zinfandel kiedy robią z niego Rosé), Puglia, Włochy;
  2. Kolor: głęboki rubin, żeby się o tym przekonać trzeba najpierw powalczyć z silikonowym korkiem. Jeszcze 20 lat temu używanie silikonowego korka, nawet w Nowym Świecie, nie mieściło się nikomu w głowie. Dziś silikon staje się coraz bardziej popularny nawet w konserwatywnej Europie. Oczywiście nie znajdziemy go w winach z Pauillac czy z Barolo, ale silikonowy korek nie oznacza wcale że wino jest zawsze gorsze, niż to z korkiem naturalnym. Krótko mówiąc, rodzaj korka nie jest wyznacznikiem jakości wina, a jedynie sposobem zamknięcia butelki! Nie dorabiajmy więc zbędnej ideologii. Nie zmienia to jednak faktu, że póki co, najlepsze wina świata są korkowane naturalnie;
  3. Nos: średnio intensywny – przede wszystkim maliny, wanilia i inne bliżej nieokreślone (przynajmniej dla mnie) czerwone owoce; 
  4. Smak: to wino smakuje jakby zostało zrobione...wczoraj. Bardzo owocowe o znikomej taninowości i kwasowości. Wyczuwalne resztki nieprzefermentowanego cukru. Na finiszu trochę pieprzu;
  5. Cena 10,99 Euro. Ja nie mam mu nic do zarzucenia. Nic w nim nie straszy. Ot, po prostu lekkie czerwone wino. Co prawda po Primitivo z południa Włoch spodziewałbym się trochę cięższego wina ale ta lżejsza wersja też do mnie trafia. Pozazdrościć Włochom. Nawet jak robią wino „na szybko” to nie są w stanie go zepsuć.

I jeszcze dwa słowa o korku. Zaletą silikonowego korka jest jego niższa cena produkcji i fakt, że wino nie będzie nigdy miało nieprzyjemnego i niezamierzonego przez producenta, zapachu korka. Przeciwnicy powiedzą, że taki sposób zamykania butelki, to tak jakby pić wino nie z kieliszka, a z kartonowego kubka po kawie. Jest to po prostu niekanoniczne.
Na koniec coś o włoskiej apelacji IGT. Lepiej i bezpieczniej jest mówić, że apelacja IGT jest apelacją szerszą niż DOC i DOCG, niż jednoznacznie upierać się, że jest gorsza. Wiele dobrych win we Włoszech jest produkowane pod apelacją IGT tylko dlatego, że producent użył szczepów, których przepisy apelacyjne DOC i DOCG nie dopuszczają. Nie zdziwcie się więc jak zobaczycie IGT pięć razy droższe od DOCG.

sobota, 23 października 2010

Petite Arvine z krainy zegarków, banków i referendów

  1. Julius, Petite Arvine 2009, apelacja: Valais AOC, szczepy: Petite Arvine, Szwajcaria;
  2. Kolor: dojrzała żółta cytryna, na powierzchni wina wyraźne drobne bąbelki wskazujące na wtórną fermentację w butelce, wino wolno spływa po ściankach kieliszka tworząc charakterystyczne cienkie stróżki. Już na tym etapie możemy się domyślać, że jest to wino ze znaczną ilością nieprzefermentowanego cukru (residual sugar). Wskazuje na to wtórna fermentacja w butelce (w wyniku przekształcania cukru w alkohol uwalniania się dwutlenek węgla - stąd drobne bąbelki na powierzchni wina) oraz gęstość, którą widać na ściankach kieliszka, a która może świadczyć o wysokiej zawartości cukru lub wysokim alkoholu;
  3. Nos: średnio intensywny – przede wszystkim cytrusy, trochę białych kwiatów i z upływem czasu, dochodząca coraz bardziej do głosu mineralność; 
  4. Smak: potwierdzają się przypuszczenia z obserwacji wina w kieliszku. Jest to wino półsłodkie, zachowujące jednak wiele świeżości. Zdecydowanie bardziej do przystawek, czy do dania głównego, niż na deser. Moim zdaniem około 50 gramów cukru na 1 litr, ale jeśli ktoś ma inne zdanie, albo znajdzie dokładną informację, to dajcie proszę znać. Obiecuję, że umieszczę erratę. I co więcej...zrobię co najmniej roczną przerwę w szacowaniu ilości nieprzefermentowanego cukru. Trochę ryzykuję, ale co tam! W smaku morele. Zdecydowanie bardziej zapracowana jest przednia część języka, którą odbieramy (albo przynajmniej takie mamy wrażenie) słodkie smaki;
  5. Cena 25 franków szwajcarskich. Jeśli ktoś będzie miał ochotę na półsłodkiego alzackiego gewurztraminera, czy półsłodkiego mozelskiego rieslinga i akurat w sklepie znajdzie Petite Arvine, Julius, to polecam, nie będzie żałował. 
Szwajcarzy prawie całe swoje wino wypijają sami. Bardzo niewiele trafia na eksport, co w konsekwencji, zawyża ceny helweckiego wina poza Szwajcarią. Tym bardziej, jak jest okazja – warto próbować. Króluje białe Chasselas, które niestety prawie w każdym kantonie występuje pod inną nazwą. Wśród czerwonych niepodzielnie panuje Pinot Noir.

niedziela, 17 października 2010

Ribatejo

  1. Quinta da Alorna, Portal da Aguia 2007, apelacja: Ribatejo DOC, szczepy: Tinta Roriz (tak w Portugalii nazywają Tempranillo), Castelão, Syrah, Alicante Bouschet (krzyżówka Petit Bouschet i dobrze znanego chociażby z południowej części Doliny
    Rodanu - Grenache), Portugalia;
  2. Kolor: średnio głęboka purpura;
  3. Nos: intensywny – przewaga czerwonych owoców (wiśnie, maliny), wanilia, w tle trochę dojrzałych jeżyn; 
  4. Smak: duża kwasowość i średnio mała taninowość (gdzie się podziały taniny z Castelão?!). Średnie ciało, które buduje duża kwasowość i 14% alkohol, a skutecznie niweczą rachityczne taniny. Wszystko to tworzy mały bałaganik na podniebieniu, niewyczuwalny jednak, jeżeli winu towarzyszy dobry obiad. W smaku czerwone owoce, mniej wyraźne niż w aromacie. Wino nadspodziewanie długie. Po 2 minutach wciąż czuję je na podniebieniu;
  5. Cena 9,99 Euro. Idealne do kwaśnych dań włoskiej kuchni, na które składają się pomidory, oliwki, balsamic vinegar. Przy „czystej” degustacji, jak dla mnie, trochę zbyt duża kwasowość (nigdy nie sądziłem, że to powiem!), chociaż wino niewątpliwie ma swój styl. Podsumowując – dobry balans jakości do ceny.
Portugalia zawiodła mnie tylko raz. Na razie nie napiszę jaki region, bo nie dałem mu jeszcze drugiej szansy. Dzisiejsze nadzwyczaj „obiadowe” wino przypomniało mi co Francuzi sądzą o włoskich (co do zasady dość kwaśnych, uwaga: są wyjątki!) winach. Otóż uważają, że są to niezłe wina ale pijąc je, powinno się dużo jeść (co Włosi rzeczywiście robią). Francuskie, ich zdaniem, są na tyle wyśmienite, że nie wskazane jest psuć ich wspaniałego smaku nawet najlepszym jedzeniem.

sobota, 9 października 2010

Bandol z Prowansji

  1. Bunan, Moulin des Costes 2005, apelacja: Bandol, szczep: dominanta Mourvèdre, dopuszczalne dla apelacji także Grenache, Cinsault, Syrah, Carignan, region Prowansja, Francja;
  2. Kolor: głęboki rubin, widoczne legs. Aż trudno uwierzyć w tylko 13%. Kiedy przechylimy kieliszek z winem nad jasnym tłem, np. dłonią, wino tworzy zauważalną jasną  krawędź. Tzw. rims są tym większe i tym jaśniejsze, im dłużej wino dojrzewało w beczce lub w butelce. Pamiętajcie: czerwone wino z wiekiem traci kolor, a białe zyskuje, stając się kolejno złotym, bursztynowym, a w końcu u kresu swojego żywota -  brązowym;
  3. Nos: mocno owocowy -  owoce leśne (przede wszystkim jeżyny z nutą jagód). W tle nie narzucająca się francuska beczka. Wino dekantowałem (napowietrzałem) 2,5 godziny. Warto było, z upływającym czasem nos stawał się coraz bardziej intensywny; 
  4. Smak: to prawdziwa taninowa bomba, która zagłusza smak czarnych owoców. To mogłoby świadczyć, że zostało otwarte co najmniej o 2-3 lata za wcześnie. Powinno spokojnie leżakować przynajmniej do czasu kiedy Polacy zdobędą mistrzostwo Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Smak ziemisty z długim finiszem. Na końcu dochodzą do głosu nieśmiało jeżyny;
  5. Bunan z winnicy Moulin des Costes to wino za 20 EUR. Zaskakująco lekkie, owocowe w nosie i taninowo zdominowane w smaku. Dalsze dojrzewanie w butelce prawdopodobnie zmniejszało by ten kontrast. Tym winem AC Bandol potwierdza, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu.
Prowansja to przede wszystkim kraina rosé (wina różowe). Są tacy co twierdzą, że niektóre wina różowe mogą swobodnie konkurować z ikoną rosé z doliny Rodanu - AC Tavel. Bandol AC to niewątpliwie najbardziej renomowane czerwone wina z Prowansji. Skutkuje to niestety wysoką ceną, na którą zapewne wpływa fakt, że wino co najmniej 18 miesięcy dojrzewa w dębie. Polecam dla wszystkich, którzy uważają, że taniny i czarne owoce są nieodzownie związane tylko z Cabernet.

niedziela, 3 października 2010

Biała Anglia - Bacchus

  1. Biddenden 2009, szczep Bacchus, apelacja: English Vineyards Quality Wine, Anglia, Hrabstwo Kent;
  2. Kolor: prawie bezbarwne, bardzo blada zielona cytryna;
  3. Nos: prosty, przede wszystkim aromat winogron z metalicznym tłem;
  4. Smak: dość wytrawne o niewielkiej jednak kwasowości, sprawia wrażenie bardzo młodego z niewielkim niestety, jak się wydaje, potencjałem starzenia; mocno winogronowe;


  5. Nieskomplikowane wino do sałatek i lekkich serów. Za cenę 11,5 £ można pewnie wybrać coś lepszego, zwłaszcza z Nowego Świata. Ja jednak nie żałuję. W końcu nie codziennie pije się angielskie wina. 
Obiecuję na jakiś czas zostawić angielskie wina w spokoju. Niech dojrzewają i nabierają mocy. Za największy plus Biddenden uważam fakt, że wina są z Anglii, czyli przyznacie sami - dość egzotycznie. A... i jeden wielki plus dla producenta. Na kontretykiecie oprócz oczywistych frazesów krótka informacja: „Visitors are welcome at the Vineyard”. Przynajmniej marketingowo na piątkę.

Angielski Dornfelder

  1. Biddenden, Gribble Bridge 2009, szczep Dornfelder, apelacja: English Vineyards Quality Wine, Anglia, Hrabstwo Kent;
  2. Kolor: rubinowy, średnio intensywny;
  3. Nos: to jedno z najbardziej „zielonych” win jakie kiedykolwiek piłem. Aromaty mokrych warzyw (szparagi, kapusta) i mokrego siana. W tle lekko wyczuwalna malina;
  4. Smak: zarówno taninowość (to co czujecie z tyłu gardła po wypiciu zimnej czarnej herbaty) jak i kwasowość bardzo niska. Do tego jeszcze alkohol na poziomie wyraźnie poniżej przeciętnej. Mokre warzywa w smaku nie znikają, sprawiając wrażenie jakby się popijało świeży kompost. Wino szybko przestaje być wyczuwalne na podniebieniu. „Wchodzi jak woda” chciałoby się powiedzieć.


  5. To absolutny winny dziwoląg za 10 £. Biorąc pod uwagę ciało (na które składają się alkohol, taninowość, smaki, kwasowość) to wino tak się ma do Beaujolais jak Beaujolais do Brunello di Montalcino. Może przesadzam ale jeśli to niewiele. Wino dobrze pasowałoby do ryby.
Jeśli ktoś słyszał o winach angielskich to raczej w kontekście win musujących produkowanych na wyspie głównie ze szczepu Pinot Noir. Tzw. still wines właściwie nie są eksportowane. Zanim jednak uśmiechniemy się z pobłażaniem słysząc o angielskich winach miejmy świadomość, że w Anglii jest ponad 10 krotnie większa powierzchnia pod winnicami niż w Polsce i około 2 razy mniej słońca!

sobota, 25 września 2010

Condrieu

  1. Delas, Clos Boucher 2007, apelacja: Condrieu, szczep Viognier, region Dolina Rodanu (północ), Francja;
  2. Kolor: złoty; wino spływa po kieliszku tworząc charakterystyczne cienkie zacieki (legs). Legs pojawiają się zawsze gdy wino ma wysoką zawartość alkoholu lub cukru. W przypadku Doliny Rodanu nie mamy wątpliwości – alkohol 14 %;
  3. Nos: przede wszystkim morele, miód, aromaty kwiatów; do tego momentu degustacji mógłby to być równie dobrze 4 putonowy Tokaj;
  4. Smak: wytrawny (a jednak nie jest to 4 putonowy Tokaj), mała kwasowość, wysoki alkohol. Czy ktoś z Was jadł kiedyś kwiaty? Ja tylko raz w życiu i nie pamiętam dobrze jak smakowały ale myślę, że to wino smakuje dokładnie tak jak pachną białe kwiaty. Oprócz tego morele, morele. Wino przyjemnie rozlewa się po całym gardle – pełne, okrągłe. Jedyny dysonans to zbyt mocno jednak wyczuwalny alkohol;
  5. Moim zdaniem to kawałek dobrego wina. Piszę kawałek, a nie kawał, bo cena 37 EUR podnosi poprzeczkę bardzo wysoko.
AC Condrieu to niewiele ponad 200 ha winnic obsadzonych wyłącznie Viognier. Powszechnie uważa się, że wina te powinny być pite w ciągu 6 lat od zbioru. Nie jest to więc butelka, którą możecie trzymać na 18-ste urodziny swojego syna. No chyba, że macie dziecko w gimnazjum.

Sangiovese di Romagna


  1. Dino 2009, apelacja: Sangiovese di Romagna, szczep Sangiovese, region
    Emilia-Romagna, Włochy;
  2. Kolor: głęboki rubin;
  3. Nos: średnio intensywny, aromat wiśni ze słabo wyczywalną czekoladą;
  4. Smak: średnio duża kwasowość, średnio mała taninowość, średni poziom alkoholu
    (w rzeczywistości okazało się jeszcze mniej - 12 %), smak wiśni;
  5. Moim zdaniem wino poprawne ale nic ponad to. Dzięki sporej kwasowości dobrze pasuje do potraw z pomidorami, oliwkami. Realizacja zasady kwaśne wino do kwaśnego jedzenia. Cena – 7 Euro.

Apelacja Sangiovese di Romagna to raczej włoska druga liga co nie wyklucza oczywiście produkcji wspaniałych win. Minimalny udział szczepu sangiovese (znanego chociażby z Toskanii) to 85 % chociaż w praktyce często jest to 100 %. Wina mogą występować jako superiore albo riserva co gwarantuje starzenie w beczce i butelce odpowiednio co najmniej 12 i 48 miesięcy.

O co w tym wszystkim chodzi?

Witam wszystkich miłośników wina, czyli wszystkich tych, którzy po pierwsze - piją wino, po drugie - starają się to robić świadomie. Mam nadzieję, że blog który będziemy współtworzyć stanie się miejscem wzajemnej wymiany informacji i naszych winnych doświadczeń. Zależy mi, żeby nie miał on charakteru komercyjnego, a jedynie hobbistyczny.
Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy do rzeczy. Chyba wszyscy się zgodzą, że najprzyjemniejszą częścią enologii jest degustacja. Zastanówmy się co kryje się pod tym pojęciem. Każdą butelkę, a nawet kieliszek wina można rozłożyć na czynniki pierwsze. I tak warto odpowiedzieć sobie na pytania:
  1. Z jakiego kraju pochodzi wino, a przede wszystkim jaką ma apelację?
  2. Jak wygląda w kieliszku?
  3. Co czujemy zanurzając nos głęboko w kieliszku? Nie bójmy się tego robić! Pomijając ten etap odbieramy sobie przyjemność, za którą bądź co bądź płacimy! A jeśli nie chcecie tego robić, to żądajcie za każdym razem co najmniej 30 % zniżki przy zakupie.
  4. Jak możemy scharakteryzować wino, jakie rozróżniamy w nim smaki?
  5. Jak oceniamy całokształt, na który składają się powyższe etapy degustacji? Krótko mówiąc, czy wino spełniło nasze oczekiwania czy nie? Proponuję to robić zawsze w odniesieniu do jego ceny. Inne wymagania mamy przecież w stosunku do wina za 20 PLN, a inne do wina za 100 PLN.
Na tym blogu będę dzielił się z Wami wrażeniami jakie pozostały mi po wypiciu wina. Zachęcam Was do lektury i komentarzy. Przedstawiona powyżej systematyka pozwoli nam uporządkować nasze winiarskie doznania. Pamiętajcie, że dwie osoby mogą to samo wino odebrać zupełnie inaczej. I wcale nie znaczy to, że jedna zna się lepiej, a druga gorzej. Każda opinia jest tak samo cenna!
Życzę Wam wielu winiarskich wrażeń!