poniedziałek, 23 lipca 2012

Grüner Veltliner z Kamptal DAC


Zielona Austria

Weingut Peter Dolle, Grüner Veltliner Strassertal, 2009, szczep: grüner veltliner, apelacja: Kamptal DAC, region: Dolna Austria, kraj: Austria.
Austriacy zaczęli poważnie podchodzić do swoich win dopiero w drugiej połowie lat 80-tych. Wcześniej przemysł winiarski, jako jedyny chyba w tym uporządkowanym kraju, pogrążony był w dużym nieładzie. Brak jednolitego systemu apelacji, afera z dodawaniem do wina glikolu dietylenowego (więcej tu), produkcja anonimowych stołówek w ilościach umożliwiających wypełnienie całego koryta Dunaju, powodowały, że winiarsko Austria była w europejskiej trzeciej lidze. Przez ostatnie 25 lat zrobiono jednak dużo, żeby z tej zapaści wyjść. Glikol dietylenowy zamiast do wina zaczęto dodawać raczej do płynu do spryskiwaczy samochodowych, a od 10 lat rozwijany jest system apelacji Districtus Austriae Controllatus (DAC)
. Austria stała się ważnym punktem na winiarskiej mapie Europy.

Wygląd: w austriackich winach nie mniejszą przyjemność od ich picia sprawia mi ich otwieranie (najczęściej polega ono zresztą na odkręcaniu). Wszystkie wina jakościowe mają na zakrętce lub korku, flagę Austrii i mocno uproszczony w stosunku do oryginału wizerunek czarnego orła, stanowiącego godło tego alpejskiego kraju. Nikt już nie powie, że próbował dobrego grünera czy blaufränkischa, ale nie zwrócił uwagi skąd wino pochodziło. Biorąc pod uwagę język-przypuszcza że z Niemiec. Wracając do konkretnego przykładu, bo w końcu temu ten blog służy, Grüner Veltliner od Petera Dolle miał kolor niedojrzałej cytryny;

Nos: lekka kręcąca w nosie mineralność, kawałek niezbyt dojrzałego melona, zielone jabłka i działkowy agrest. Wszystkie te zapachy były mocno przytłumione, jakby owoce dopiero co wyciągnięto z lodówki;

Smak: Grüner Veltliner Strassertal smakował jak zaczynające lekko fermentować zielone jabłka, kłując miniaturowymi szpilkami w język. Duża kwasowość była dość zgrabnie równoważono przez jabłkowo-melonowy miąższ, dający uczucie delikatnej słodyczy. Na finiszu smak wina przypominał mi żelki Haribo, a pod sam koniec, jak już wydawało się że nic się nie zdarzy, łapało za język ostro-gorzkim zakończeniem;

Cena: 10,5 EUR. Grüner od Petera Dolle jest za dobry, żeby spowodować winiarską traumę i za słaby, żeby pamiętać o nim nazajutrz. Tym bardziej wpis potrzebny, bo zapytany za dwa tygodnie, co sądzę o Grüner Veltliner Strassertal od Petera Dolle, powiedziałbym, że nigdy go nie piłem. Nie pomogłaby chyba nawet zapadająca w pamięć austriacka zakrętka.   

Cenię Austrie, może trochę przewrotnie, w głównej mierze za wina czerwone: Blaufränkisch, Zweigelt czy Sankt Laurent mają swój wyróżniający je wśród innych styl. Wiśniowe, o dużej kwasowości, często fiołkowe z lekko warzywnym posmakiem, nie pozwalają szybko o sobie zapomnieć. A grüner veltriner–jak widać różnie z tym bywa.


czwartek, 12 lipca 2012

Riesling z Luksemburga


Riesling też mozelski

Domaine Cep d’Or, Stadbredimus Riesling Grand Premier Cru, 2010, szczep: riesling, apelacja: Moselle Luxembourgeoise AC, kraj: Luksemburg.
Zacznę od pytania skierowanego do wszystkich, którzy ten mały kraj, świadomie bądź przypadkiem, mieli okazję odwiedzić. Czy spotkaliście luksemburskie wino, które kosztowało więcej niż 15 EUR i czy jakikolwiek Luksemburg (z wyłączeniem nieprzewidywalnych jak wszędzie win stołowych) sprawił Wam zawód? Mnie powyżej 15 EUR udało się znaleźć tylko vins de glace (wino lodowe), a i większych rozczarowań z Wielkiego Księstwa brak. Wspominam o tym, bo kraj łatwo przeoczyć na wakacyjnych szlakach. Chyba, że przyciągną kogoś najniższe na zachód od Odry ceny paliwa. Jak już się tam znajdziecie, rozważcie podwójne tankowanie. To drugie niekoniecznie na stacji benzynowej, choć i tam jest taka możliwość. Przy winiarskich zakupach warto pamiętać, że najwyższa luksemburska apelacja Grand Premier Cru stanowi aż 20% całej produkcji, stając się raczej solidną podstawą, niż luksusem
;

Wygląd: kolor złoty, a nawet lekko bursztynowy, chociaż nie jestem pewien czy kolor „lekko bursztynowy” w ogóle istnieje;

Nos: mineralność, która powoduje u mnie uczucie kręcenia w nosie. Ponadto pachniało gotowaną zieloną fasolką oraz niedojrzałą papryką, którą zawsze wkładam na podróż do kanapek, żeby zachować złudzenie ich świeżości. Oprócz tego dużo melona, mniej cytryn i chyba najmniej brzoskwiń. Wszystko to przy wyraźnym akompaniamencie biszkoptów. Nos był zresztą na tyle dynamiczny, że z upływem czasu znalazłoby się pewnie coś nowego;

Smak: zielone cytryny, których natężenie lekko wykręcało twarz. Riesling z Cep d’Or pozostawiał w ustach wyraźnie słony posmak, co czyniło go niebanalnym i wyjątkowo atrakcyjnym jako aperitif;

Cena: 7 EUR. Wino z wielopiętrowym nosem, lekkim i kwaśnym smakiem oraz słonym, pobudzającym apetyt finiszem. Czego chcieć więcej od młodego rieslinga?  

Dolina Mozeli to nie tylko Niemcy. Fakt ten jednak w świadomości winomanów jest często zapominany. Dziwi to tym bardziej, że styl win znad luksemburskiej Musel (Moselle) i niemieckiej Mosel często znacznie się od siebie różni. W Luksemburgu dosładzanie wina nieprzefermentowanym sokiem z winogron ma charakter marginalny. Próżno tu szukać półsłodkich czy półwytrawnych 10-procentowców, które tak upodobali sobie producenci nad niemiecką Mozelą.
Więcej o winach z Luksemburga piszę w Magazynie Wino tu

poniedziałek, 2 lipca 2012

Chińskie wino z prowincji Xinjiang


Suntime nadchodzi

Xinjiang Citic Guoan Wine, Suntime Yili River, szczep: cabarnet sauvignon, 2007, region: Xinjiang, kraj: Chiny.
Xinjiang Citic Guon (do niedawna Suntime Winery) to obok Great Wall Wine, Dynasty Wine Group i Yantai Changyu Group, jeden z wielkiej czwórki chińskich producentów wina. Wielkiej, bo każda z wyżej wymienionych firm produkuje tyle wina, ile wynosi całkowita produkcja w takich krajach jak Czechy, czy Chorwacja. Wyjątkowość Xinjiang Citic Guon polega na tym, że jako jedyna nie znajduje się na wschodnim wybrzeżu. Winnice Xinjiang Citic Guon położone są w północno-zachodniej, zamieszkałej w większości przez muzułmańskich Ujgurów, prowincji Xinjiang. Znacznie  bliżej
stamtąd do stolic Kazachstanu, Kirgistanu, czy Tadżykistanu, niż do jakiegokolwiek wielkiego miasta w Chinach. Średnie roczne amplitudy temperatur przekraczają 30 C°, a opady ledwie sięgają 100 mm. To prawdziwa szkoła przetrwania dla poczciwego, zasłużonego Cabernet Sauvignon;

Wygląd: ciemny rubinowy kolor z brązowawym refleksem, co mogło wskazywać na lekkie utlenienie. Suntime to z wyglądu facet po 60-tce. Pytanie, w jakiej pozostał formie?;

Nos: tytoń, popiół papierosowy i zleżałe fusy kawowe. O powiew świeżości zadbała czarna porzeczka i trochę śliwek. Ogólnie mocno papierosowo i kawowo, jak w kawiarniach za mojej młodości; 

Smak: wino atakowało smakiem suszonych grzybów i śliwek. Taniny i kwasowość osierociły Suntime już jakiś czas temu, pozostawiając jedynie niedobitki. Na finiszu gorycz wykręcała usta, jakby przygotowując je do wymówienia nazwy wina w oryginale;

Cena: 6 EUR. Suntime to niełatwe wino, a w dodatku wypite o jakieś dwa lata za późno. Niewiele tu cech Cabernet, do których tak przywykliśmy. Z drugiej strony, kto powiedział, że Cabernet spod granicy chińsko-kazachstańskiej ma smakować tak samo jak w Bordeaux.

Jakiś czas temu opisałem chińskie wino z Dynasty. To producent, który słynie z tego, że nawet na etykietach za kilkaset EUR na próżno można  szukać rocznika. Dzisiejszy Suntime miał jakiś wspólny mianownik ze wspomnianym Jin Wang Chao – jakby proszkową owocowość i ostrą ziemistość. O dalsze porównanie się nie pokuszę, głównie przez sympatię do ujgurskiego przemysłu winiarskiego.