środa, 27 listopada 2013

Już nie tylko Beaujolais Nouveau - nadchodzą Vins Primeurs


Listopad to czas, kiedy trafiają do sprzedaży młode kilkutygodniowe wina. Kiedyś były one kojarzone niemal wyłącznie z Beaujolais Nouveau. Dziś świat młodych win jest znacznie bardziej złożony. W samej tylko Francji istnieją dziesiątki apelacji, w których winiarze wypuszczają na rynek wino w tym samym roku, kiedy je wyprodukowali. Powstała potrzeba wymyślenia dla nich jakieś zbiorczej, nieskomplikowanej i wpadającej w ucho nazwy. Jak pomyśleli - tak zrobili. Obecnie wszystkie kilkutygodniowe wina określa się we Francji mianem primeur, które to słowo towarzyszy nazwie apelacji. Takiemu ujednoliceniu nie oparło się nawet Beaujolais, które coraz częściej sprzedawane jest pod nazwą Beaujolais Primeur, zamiast Beaujolais Nouveau. W miejsce słynnego Le Beaujolais est arrivé coraz częściej słyszy się Les Primeurs sont arrivés.

Beaujolais Primeur zamiast Beaujolais Nouveau| fot: Wino z wyboru

W konsekwencji trzeba się powoli odzwyczajać od automatycznego kojarzenia młodych win z gumą do żucia i bananami. Nadchodzi chyba kres ich „bożolezacji”. Świat kilkutygodniowych win, który w założeniu miał być jednobiegunowy, robi się coraz bardziej skomplikowany. W Côte du Rhône Primeur 2013, zrobionego w S.F.V. w Nîmes, jest wszystko tylko nie guma do żucia i banany. No może nie wszystko, ale jeżyny i czarny bez są. Same młode wina są jak zabawa z małym dzieckiem. Nawet jeśli w trakcie może być trochę męcząca, to ostatecznie przynosi dużo radości.

Młodziak z Doliny Rodanu| fot: Wino z wyboru



piątek, 22 listopada 2013

Portugalskie rosé z regionu Dão


Takie nastały czasy, że Portugalia kojarzy mi się z zakupami spożywczymi w kolorze żółto-czerwonym, najlepszym piłkarzem na świecie, a dopiero na trzecim miejscu z winem. Do szerszej świadomości pijących wino udało się przebić przede wszystkim wzmacnianemu Porto i bąbelkowemu i niedrogiemu Vinho Verde. Cała reszta portugalskich regionów winiarskich zlewa się w jedną masę, o przyjemnie dla ucha brzmiących nazwach zakończonych na samogłoskę, a często nawet na dwie. Jednym z takich miejsc jest położony na południowy zachód od znanego z produkcji Porto Douro, region Dão. Nie zważając na ukuty stereotyp wina różowe pijam nie tylko latem, ale przez cały rok, włącznie z listopadową szarugą.
 
fot: Wino z wyboru
Vinhos de Darei Lda, Lagar de darei rosé, 2011, odmiany: alfrocheiro, touriga nacional, jean i tinta roriz, apelacja: Dão DOC, kraj: Portugalia;

Wygląd: wino miało ciemniejszą barwę, niż niejedno czerwone. Pewnie duży w tym udział odmiany alfrocheiro, która w wersji czerwonej daje wina o ciemnej barwie;

Nos: o ile wyglądem Lager de darei podszył się pod wina czerwone, o tyle nos nie pozostawiał już wątpliwości, że mamy do czynienia z rosé. Wyczuwalne było dużo czerwonej porzeczki z domieszką agrestu. Zapach wanilii czynił nos jeszcze bardziej łagodnym;

Smak: wino, jak na rosé, esencjonalne (dobra kwasowość i owoc), ale pozbawione raczej wyrazu. Miałem wrażenie, że już gdzieś je piłem.

Cena: 6 euro. Jeśli ktoś szuka winiarskich uniesień, to Lagar de darei rosé raczej ich mu nie dostarczy. Może trochę szkoda, bo pogłębia się krzywdzący rosé stereotyp win przyjemnych, jednak dość neutralnych.

środa, 13 listopada 2013

Polskie wina - czas na następny krok


Wczoraj w Dworze Sieraków odbyła się organizowana przez Dom Wina degustacja polskich win. Nie byłoby w tym nic szczególnego (nie pierwsza i nie ostatnia) gdyby nie obecność znanego i opiniotwórczego dziennikarza piszącego o winie – Hugh Johnsona. Myślę, że polskie wina doszły do punktu zwrotnego i należy zacząć promować je także za granicą. Mówiąc o promocji, mam na myśli informowanie świata o ich istnieniu. Przekonywanie, że są najlepsze na świecie nie ma oczywiście głębszego sensu, bo i tak nikt w to nie uwierzy. Ograniczanie się natomiast do kolejnych krajowych konkursów, festiwali i rankingów poszczególnych winnic jest tak naprawdę staniem w miejscu, a kto w nim tkwi, wiadomo co się z nim dzieje. Hugh Johnsona można traktować jak, nota bene niepozbawioną osobistego uroku i poczucia humoru, tubę propagandową, która nie będzie może grzmieć o jakości polskich win, ale uczyni malutki krok ku przyzwyczajeniu winiarskiego świata do ich pełnoprawnego istnienia. Oczywiście jeden Hugh Johnson polskich win na światowe salony nie wprowadzi, ale pomysł Domu Wina należy traktować jak dobry początek i próbę przełamania pewnego schematu. 

Hugh Johnson, w następnym wydaniu jego "The World Atlas of Wine" krajów na "P" będzie więcej| fot: Wino z wyboru

Na wczorajszej degustacji piłem wina bardzo dobre, dobre, przyzwoite i trochę mniej przyzwoite. To zupełnie jak na degustacjach win niemieckich, rumuńskich, greckich, czy pochodzących z każdego innego miejsca na ziemi. Nie udało się natomiast rozstrzygnąć odwiecznego dylematu polskich winiarzy „to hybrid or not to hybrid”. O prywatną klasyfikację wczorajszych win nie pokuszę się co najmniej z dwóch powodów: 1). nie o to wczoraj chodziło 2). nie wypada, kiedy powstrzymał się od tego sam Hugh Johnson.

czwartek, 31 października 2013

Wino i rodzynki isabella


Odmianę isabella (krzyżówka vitis labrusca i vitis vinifera) wymyślono w Stanach Zjednoczonych. Stamtąd, niczym sieci fast food, rozprzestrzeniła się na cały świat. Szczególnie upodobali ją sobie winiarze z krajów b. ZSRR. Podobno uprawy isabella znaleźć można nawet w południowo-zachodniej Syberii. Na pewno robią z niej wina 1000 kilometrów na południe od Syberii – w Uzbekistanie. Chociaż duże i niemal czarne owoce isabella pięknie prezentują się na krzewach, po fermentacji mają tracić swój blask i dawać raczej przeciętne wina. Panviniferowcy przyczyny takiego stanu rzeczy upatrują w jej labruscowym rodowodzie, inni uważają, że winorośl która tak pięknie wygląda na krzewie, nie może dawać dobrego wina. Zobaczymy jak kapryśna isabella poradzi sobie na ziemiach Tamerlana.
Odmiana isabella w uzbekistańskim Bagizaganie| fot: Wino z wyboru
Bagizagan Holding Company, Bagizagan Isabella, 2008, odmiany: isabella z dodatkiem saperavi, region: wilajet samarkandzki, kraj: Uzbekistan;

Wygląd: kolor jasnej czereśni. Owoce isabella słyną z bardzo ciemnej barwy, więc bladość w kieliszku trochę martwiła;

Nos: czarny bez i odrobina lukrecji. Poza tym było coś, co kazało określać aromat Bagizagan Isabella w kategoriach znośnego, ale jednak, smrodku. Trudno mi powiedzieć, czy był to ten słynny lisi zapach vitis labrusca, w każdym razie w nosie mogłoby być przyjemniej;

Smak: już po jednym kieliszku z odsieczą przyszedł mi kuchenny zlew, który pochłonął, niczym żarłoczny smok, pozostałą w butelce bezbronną isabella. Z nielicznych przyjemności wyczuwalna była odrobina niedojrzałych truskawek. Nad resztą rozpisywać się nie warto.

Cena: 15 500 sum (18,5 PLN). Bagizagan Isabella przypominała bardziej ocet niż wino. Jako, że można go kupić za około 2 PLN, nie ma potrzeby przepłacać.

Najlepsze rodzynki na świecie - z isabella| fot: Wino z wyboru
Żeby nie było jednak zbyt smutno, wspomnę o drugim wcieleniu isabella w Uzbekistanie. Uzbekistańskie rodzynki z tej odmiany smakują lepiej niż wszystkie, które do tej pory próbowałem, a dowód że w Bagizagan potrafią robić dobre wino znajduje się choćby tutaj.

czwartek, 17 października 2013

Prawie Icewine czyli kanadyjskie wino z późnego zbioru


Nie tak dawno temu eksport kanadyjskich win ograniczał się w znacznej mierze do Icewine, a małe butelki ze słodkim winem trafiały głównie do Japonii. W ostatnich latach dużo się zmieniło. Kanada okrzepła jako eksporter win wytrawnych, a nowymi destynacjami dla kanadyjskiego Icewine stały się Chiny i Korea Południowa. Kanadyjskie wina lodowe mają zawsze dwie cechy: 1.) są drogie 2.) czasami lepsze, czasami gorsze – śmieją się tamtejsi winiarze. To co odróżnia północnoamerykańskiego Icewine od jego największego rywala – niemieckiego Eiswein, to brak regulacji minimalnej zawartości cukru w gronach, i często ilość pieniędzy jaką musimy zostawić w sklepie, by móc z niego wynieść butelkę Icewine. Żeby nie być jednak posądzonym o niekonstruktywną krytykę cen kanadyjskich win lodowych, postarajmy się znaleźć w kraju klonowego liścia jakąś tańszą dla nich alternatywę. Wybór naturalnie pada na wina z późnego zbioru. Posiadłość Poplar Grove położona jest na południowym wybrzeżu jeziora Okanagan w Brytyjskiej Kolumbii. Biorąc pod uwagę, że to najprawdopodobniej najcieplejsze miejsce gdzie w Kanadzie produkuje się wina, nie dziwi fakt, że w Poplar Grove stawiają głównie na wytrawne wina czerwone. Późny zbiór stanowi jedynie margines produkcji.
 
Winnice nad jeziorem Okanagan| fot: Stock.xchng

Poplar Grove, Riesling Late Harvest, odmiana: riesling, 2009, prowicja: Kolumbia Brytyjska, region: Okanagan Valley, kraj: Kanada;

Wygląd: wino o intensywnej żółtej barwie leniwie spływało po ściankach kieliszka;

Nos: Riesling LH pachniał jakby w niewielkim pomieszczeniu zgaszono w jednym momencie kilkanaście świec. Zapach parafiny był wszechobecny. Pachniało też mineralnie ropą naftową. Po kilku minutach miałem wrażenie, że zaczynają przebijać się jakieś owoce, ale za chwilę znów ich nie było;
 
Riesling Late Harvest z Brytyjskiej Kolumbii| fot: Wino z wyboru

Smak: Riesling LH nie porażał słodyczą, ale trzeba też oddać, że była ona przyjemnie balansowana przez solidną kwasowość. Owoce dalej znajdowały się w odwrocie, co sprawiało, że można było poczuć się jak w laboratorium chemicznym. Na dalszym finiszu pojawiał się nieśmiało posmak moreli i miodu;

Cena: 25 CAN $ (74 PLN). Za rafineryjno – laboratoryjne doznania to trochę dużo. Nie zmienia to jednak faktu, że jest w tym winie coś interesującego, chociaż Riesling LH z Poplar Grove nie wpisuje się w główny nurt późnych zbiorów.