Libańskie czary
- Chateau
Ksara, Le Prieuré, 2007, odmiany: Cabernet Sauvignon, Carignan, Mourvedre,
Cinsault region: Bekaa Valley kraj: Liban
Chateau Ksara miałem okazję już pić kilka lat temu. Wtedy, z pośpiesznie zjedzonego w czasie krótkiej przerwy w podróży lunchu, Ksara uczyniła chwilę, którą pamiętam tak samo dobrze, jak to skąd i dokąd jechałem. Ciekawe czy i dzisiaj Le Prieuré potwierdzi swoje czarodziejskie możliwości?; - Wygląd:
Le Prieuré, które stało przede mną, zwracało uwagę zszarzałą i lekko poplamioną
etykietą, zupełnie jakby ostatnie lata spędziło w wilgotnej, zakurzonej
piwnicy gdzieś w libańskich górach. Niewykluczone zresztą, że tak właśnie
było, jako że wino dostałem w prezencie, a jego wcześniejsze losy nie są
mi znane. Za sprawą etykiety po przejściach, zrobiło się prawdziwie
winiarsko, a nawet trochę tajemniczo. Wino miało głęboki rubinowy kolor z
wyraźną jednak białą obwódką, widoczną kiedy kieliszek pochylało się nad
jasnym tłem. Zwykle dzieje się tak przy starszych winach, które zaczynają
powoli tracić głębię swojego koloru. Nie tylko więc etykieta wyglądała na
starszą niż była w rzeczywistości, ale i wino jakoś tak się szybciej
zestarzało.
- Nos: całe
wiadra leśnych owoców, terpentyna, beczka, a na koniec jeszcze filiżanka
świeżo zaparzonej kawy;
- Smak: wino, które wyglądało na przedwcześnie podstarzałe, w smaku tryskało energią tak, że ledwie je można było ujarzmić. Zaczepnie kłuło w język, zupełnie jakby wbijało w niego dziesiątki drobniutkich szpilek. Świetna kwasowość (wiem że mam do niej słabość, ale na razie próby pozbycia się jej spełzły na niczym) budowała wokoło siebie całą strukturę Le Prieuré. Było trochę subtelnej i zarazem pikantnej francuskiej beczki, która nie wpychała się między pozostałe elementy smaku, jak to ma często w zwyczaju robić amerykański dąb. Długi finisz kończył się lekko karmelowo;
- Cena: około 9 EUR, chociaż kiedy i gdzie została kupiona ta dokładnie butelka nie wiem. Chateau Ksara potwierdziła raz jeszcze swoje czarodziejskie umiejętności utrwalania miło chwil spędzonych w jej towarzystwie. Ciekawe czy wino dałoby radę nudnym imieninom u cioci, czy przydługim świątecznym zakupom?
Jeśli ktoś by mnie spytał z czym
kojarzą mi się libańskie wina, to przychodzą mi do głowy trzy rzeczy. Po
pierwsze: są to wina na wysokim, a właściwie z wysokiego poziomu. 1000 m n.p.m. jest ledwie
średnią wysokością położenia libańskich winnic. Po drugie: te z nich, które mamy
okazję kupić w Europie prezentują zupełnie przyzwoitą jakość. Po trzecie
wreszcie: każdy Libańczyk jest święcie przekonany, że właśnie z Fenicji wino
rozpoczęło swój pełen sukcesów podbój świata.