wtorek, 24 maja 2011

Verdejo białe wino z regionu Rueda

Nie (zawsze) wierzcie producentom

  1. Bodegas Sancius, Vallemon Verdejo, 2009, region: Rueda DO, szczep: Verdejo, kraj: Hiszpania.
    Na kontretykiecie producent zamieścił informację, którą odbieram jako wyraz braku wiary we własne siły, przynajmniej w odniesieniu do tego wina. Sugerowana temperatura serwowania 7-8º C. Jak powszechnie wiadomo, im bardziej schłodzimy płyn, tym mniej czujemy jego smak, a już na pewno zapach. Pewnie wielu z Was sprawdziło tę metodę przy wykręcających twarz syropach czy co mniej wyrafinowanych alkoholach ˃ 30%. W odniesieniu do wina, wolałbym zjeść rosół z makaronem mający 15º niż wypić białe, dobrze zapowiadające się wino, schłodzone do 7º. Nie zważając więc na porady Hiszpanów otworzyłem butelkę kiedy wino miało około 16º, czyli kilka stopni powyżej powszechnie przyjętych zwyczajów i prawie o 10º więcej od wyjątkowo wyśrubowanych rekomendacji Bodegas Sancius. Zawsze przy degustacji lubię wino trochę „podgrzać”, z premedytacją łamiąc przyjęte normy. Ułatwia to odnalezienie w nim aromatów i smaków, które w niższej temperaturze zostałyby niechybnie pominięte. Oczywiście nie namawiam nikogo do podawania zbyt ciepłego wina do obiadu, czy degustacji win musujących w temperaturze 15º;
  2. Kolor: Vallemon swoim natężeniem barwy nie zachwyca. Taki sobie jasno żółty kolor z zielonym refleksem;
  3. Nos: żeby całkowicie nie lekceważyć sugestii, cieszących się (i słusznie) autorytetem w temacie Hiszpanów, degustowałem wino w 16º, a następnie schłodzone do 7º. Przy 16º wino mocno atakowało nos aromatem męczennicy jadalnej (zostańmy może wyjątkowo przy łacińskiej formie nazwy-passiflora). Passiflora tak się rozpychała, że ledwie starczyło miejsca na coś innego. Ostatecznie udało się jeszcze przebić grejpfrutowi, cytrynie, a nawet migdałom. Przy 7º aromat
    był zdecydowanie jednowymiarowy – passiflora. Brak jakichkolwiek innych owoców „rekompensował” metaliczny smrodek;
  4. Smak: w 16º duża kwasowość. Wyczuwalny grejpfrut, cytryna i oczywiście w roli głównej, zwłaszcza po pierwszym wycofaniu się pod naporem wojowniczych cytryn-passiflora. Po zastosowaniu się do zaleceń producenta i schłodzeniu wina do 7º smak niewiele się zmienił. Wszystko elementy się odnalazły, tyle że w jeszcze mniejszym natężeniu. Niska temperatura skutecznie okiełznała też wysoką kwasowość, co było pewnie głównym zamierzeniem producenta rekomendującego tak niską temperaturę degustacji;
  5. Cena: 14,95 EUR. Niedostatkiem wina jest jego zbytnia neutralność, zwłaszcza wyczuwalna w smaku. Trochę brakuje tu ciała i w ogóle jakiś większych emocji. Chłodzenie Vallemon do 7º to jak wiązanie rąk przed walką bokserską, w której i tak nie jest się faworytem. Tym bardziej dziwne, że taki pomysł padł z własnego narożnika (czytaj od producenta). 
Rueda to jedna z nielicznych apelacji w Hiszpanii (do głowy przychodzi mi jeszcze Monterrei DO i Rias Baixas DO), o których sile stanowią nie wina czerwone, a białe. Tym bardziej warto im dawać szansę i nie pozwolić się nadmiernie rozrosnąć stereotypowi „czerwonej Hiszpanii”.
Na zakończenie zapowiadam nieco dłuższą niż zazwyczaj przerwę na blogu. Po powrocie obiecuję za to przyjżeć się bliżej winom z kraju, który z jednej strony ma ogromne winiarskie tradycje, z drugiej natomiast strony, którego wina nie często goszczą na sklepowych półkach.

poniedziałek, 16 maja 2011

Portugalskie białe wino z regionu Douro

Weryfikacja pewnej teorii

  1. Quinta Do Vallado, Vallado, 2009, region: Douro D.O.C., szczepy: Arinto (po sąsiedzku w Vinho Verde znane jako Loureiro), Gouveio (nie dajcie sobie wmówić, że to inna nazwa szczepu Verdelho, czy tym bardziej hiszpańskiego Verdejo), Rabigato, Viosinho, kraj: Portugalia
    Portugalczycy nie ułatwiają nam życia. Nawet jeśli ktoś już opanuje nazwy portugalskich odmian, to i tak w innym regionie ten sam szczep będzie występował pod zupełnie inną nazwą;
  2. Kolor: zanim o kolorze, dwa słowa o etykiecie, która przedstawia akwarelę z sielankowym widokiem posiadłości. Dla mnie jest to jakiś kompromis między zapisanymi od góry do dołu klasycznymi etykietami, a kangurami (skojarzenie z Australią przypadkowe!), czy przebitymi strzałą sercami, jak zdarza się coraz częściej „nowoczesnym” winiarzom. Wino ma kolor owocu cytrusowego, który nie może się zdecydować czy jest zwyczajną cytryną, czy może limonką. Ostatecznie bliżej mu do cytryny;
  3. Nos: dużo dojrzałych gruszek, melon. Co jakiś czas przebijał się zapach mokrej skały, jeszcze rzadziej - zielonych liści, a raz nawet wydawało mi się, że ujawnił się ananas. Ponieważ jednak drugi raz swojej obecności nie potwierdził, wspominam o nim raczej z kronikarskiego obowiązku;
  4. Smak: Vallado urządziło sobie prawdziwy rajd po języku. Na początku wyczuwalna solidna kwasowość odbierana na bokach języka, po chwili bardzo delikatna słodycz wyczuwalna z przodu i jakby tego było mało, wino finiszuje wyraźnie gorzko. Czekałem jeszcze kiedy pojawi się słony posmak, ale takie cuda zdarzają się chyba bardzo rzadko. Vallado niczym wytrawny maratończyk, biegało po podniebieniu dając o sobie znać w co rusz to nowym miejscu. W smaku prym wiodła gruszka, chociaż przy takiej dynamice, z trudem można się było skupić by ją zidentyfikować;
  5. Cena: 13,95 EUR. Wszystko w tym winie mi odpowiadało. Od akwarelowej etykiety, przez złożony nos, po nieprawdopodobnie wręcz zmieniający się smak. Choć przyznam szczerze, że dawno wino mnie tak nie zmęczyło. Nie wynikało to jednak z nieprzyjemnych doznań jakich dostarczało, a raczej z chęci nadążenia za wyjątkowo ruchliwym na języku Vallado.
Jak tu nie wierzyć, w zdyskredytowaną naukowo teorię, że odpowiednie części języka odpowiedzialne są za odbieranie określonego rodzaju smaku. I tak boki języka odbierają smak kwaśny, z przodu wyczuwamy słodycz, natomiast tył języka wyjątkowo upodobał sobie smak gorzki. Pijąc Vallado 2009 przysiągł bym, że tak właśnie jest, chociaż naukowo zostało udowodnione, że każdy z kubków smakowych na języku odbiera każdy z pięciu smaków.

poniedziałek, 9 maja 2011

Linchetto czerwone wino z Toskanii

 Toskańskie IGT

  1. Azzienda Agricola Valle del Sole, Cappella, Lucca, Linchetto, 2008, apelacja Toscana IGT, szczepy: Sangiovese, Moscato (udział białego szczepu w czerwonym winie zawsze budzi u mnie dodatkowe emocje), Aleatico, Colorino, kraj: Włochy
    Linchetto to we włoskich ludowych wierzeniach mały złośliwy skrzat, który siada ludziom na piersiach w czasie snu, powodując senne koszmary. Zaczyna się trochę przerażająco, ale rozumiem, że producent miał dobre intencje;
  2. Wygląd: kolor rubinowy o średnim natężeniu. Sangiovese nigdy głębią koloru nie imponowało, białe Moscato ze zrozumiałych względów jest usprawiedliwione, a i Aleatico znane jest raczej z wysokiej zawartości cukru, niż z hojnie oddawanego barwnika. Gdyby nie słynne ze swojego „czarnego charakteru” Colorino, byłoby jeszcze jaśniej;
  3. Nos: rozkrojone soczyste wiśnie w towarzystwie śliwek z dodatkiem ostrych przypraw. Po jakimś czasie wiśnie nabierały słodszego, czereśniowego wręcz charakteru. W aromacie zaczęły być wyczuwalne nawet maliny. Zrobiło się bardzo owocowo, przy czym wino ani trochę nie stało się mdłe;
  4. Smak: ożywcza wiśniowo-czereśniowa kwasowość z długim, nieco kwiatowym, finiszem. Taniny ledwie obecne, tyle że ich brak - nigdy nie sądziłem, że powiem to przy czerwonych winach - wcale nie doskwierał. Oczywiście obniżał trochę ciężar wina, ale tak naprawdę nieznacznie. Ponadto w Linchetto dobrą robotę wykonywała biała odmiana Moscato, która tu w towarzystwie czerwonych kuzynów, dodawała winu delikatnego posmaku jabłek, czyniąc je w ten sposób jeszcze świeższym;
  5. Cena: 8,50 EUR. IGT z Cappelli zostawiało daleko w tyle niejedno wino z apelacją Chianti DOCG. Mały linchetto może i powoduje senne koszmary, ale i tak od rana aż chce się żyć, mając w zanadrzu takie wino. 
I to są właśnie całe Włochy. Niejedno IGT jest lepsze od DOCG, a nieznana chyba nikomu poza mieszkańcami okolic toskańskiej Lukki Azzienda Agricola Valle del Sole sprzedaje świetne wina za 8 EUR. Jeśli ktoś nie wierzy, niech lepiej przed snem postawi na łóżku patelnię z ziarnem… chyba, że zna inne sposoby na złośliwego linchetto.