środa, 26 września 2012

Winnice lubuskie



Nieco ponad tydzień temu zakończyła się najbardziej masowa impreza winiarska w Polsce, Winobranie w Zielonej Górze. Była to dobra okazja, żeby odwiedzić tamtejsze winnice. Oczywiście nie wszystkie, przyjemności trzeba umieć przecież sobie dawkować. Zielona Góra marketingowo zdecydowanie dystansuje pozostałe regiony winiarskie w Polsce, ale pod względem jakości wina i ilości winnic jej prym wcale nie jest już tak oczywisty. Mocną konkurencję stanowią Dolny Śląsk, Małopolska, Podkarpacie, a ostatnio również winiarze Przełomu Wisły (UWAGA: kolejność alfabetyczna). To, co wyróżnia winiarzy lubuskich to tradycje winiarskie, których inne części Polski mogą im jedynie pozazdrościć. Jak przystało na tradycjonalistów, zielonogórscy winiarze uprawiają głównie odmiany vitis vinifera. Jest to poniekąd uzasadnione (obok Dolnego Śląska i Opolszczyzny, Lubuskie należy do najcieplejszych regionów w Polsce). Nie znaczy to oczywiście, że bardziej odporne na chłody i wilgoć hybrydy, nie wydają się tam kuszącą perspektywą. Tyle, że zielonogórska tradycja zobowiązuje.

Jerzy Hadzicki (fot. Szczepan Jany)
Winnica Krucza, czyli początki polskich naturalistów

Niespełna 4 ha rodzinnej winnicy porastają przede wszystkim krzewy merlot, pinot noir i sankt laurent. Jerzy Hadzicki jest prawdopodobnie jedynym naturalistą w Polsce z tak znacznym areałem. Produkcja wina przy użyciu naturalnych drożdży i bez dodawania dwutlenku siarki, jest trudną sztuką na każdej szerokości geograficznej. Powyżej 50°N zdaje się być jednak czystym szaleństwem. A jednak w Buchałowie w tym szaleństwie jest metoda. Aromatico 2011 (sankt laurent) ma ciekawy intensywny ziemisty i mocno pieprzowy nos oraz ciemny, niemal fioletowy kolor. Ponadto w Kruczej można spróbować pinot noir i mieszanki z kilku białych odmian oraz zapatrzeć się na zachód słońca niczym w Toskanii. Brawo za pomysł i odwagę, a medal na konkursie polskich naturalistów (oczywiście gdyby taki się odbywał) pan Jerzy mógłby odebrać już dziś.



Winnica na Leśnej Polanie – gdzie kończy się las, zaczyna się winnica 

Jarosław Lewandowski (fot. Szczepan Jany)

Prawie 1,5 hektarową rodzinną winnicę porastają odmiany pinot blanc, pinot grigio, zweigelt, dornfelder, muller thurgau, riesling, ortega i bianca. Jarosław Lewandowski, choć pogoda na leśnej polanie czasem kaprysi, swoich win w czasie fermentacji nie dosładza. Półwytrawne Pinot Gris 2009 ma już na koncie pierwsze wyróżnienie na ogólnopolskim konkursie win w Zielonej Górze 2012. Jasno-różowy kolor zawdzięcza maceracji, a aromat kompotu ze słodkich czereśni i malin-kunsztowi winiarza z Proczek. Jeśli ktoś lubi bardziej wytrawne wrażenia, to czeka na niego pinot blanc i zweigelt. 

Na pytanie, czego można życzyć polskim winiarzom, obydwaj odpowiedzieli zgodnie – braku wiosennych i jesiennych przymrozków oraz więcej zrozumienia ze strony ustawodawcy. Resztą zajmą się sami.

niedziela, 16 września 2012

Luksemburskie wino z odmiany auxerrois


O auxerrois i całej reszcie w Luksemburgu
Domaine Cep d’Or, Stadtbredimus Auxerrois Grand Premier Cru, 2009, apelacja: Moselle Luxembourgeoise AC, szczep: auxerrois, kraj: Luksemburg.
Odmiana auxerrois w żadnym kraju nie zadomowiła się tak dobrze jak w Luksemburgu. Stanowi około 14% upraw, zostawiając w tyle wszystkie szczepy luksemburskiej wielkiej szóstki: auxerrois, pinot grigio, riesling, pinot blanc, gewürztraminer i pinot noir. Ustępuje zaledwie rivanerowi i nieznacznie wyprzedza elblinga, ale o tych odmianach trudno od luksemburskich winiarzy usłyszeć dobre słowo. Najlepsze co mnie się udało, to że są odmiansmi bistro. Jak sądzę nie miał to być komplement. Takie zaszufladkowanie krzywdzi niejednego rivanera i jeszcze więcej elblingów, ale winiarskie łatki, na całym świecie, przyczepia się wyjątkowo łatwo. Wracając do auxerrois, to w moim przekonaniu prawdziwy klejnot w luksemburskiej koronie, jeśli takową Książę Henryk w ogóle posiada;

Wygląd: wino o kolorze dojrzałej cytryny, mieniło się w kieliszku niczym Mozela w pełnym słońcu;

Nos: pachniało ociekającym sokiem melonem, źdźbłem trawy z przyczepioną do niego gąsienicą oraz świeżymi jabłkami, na przemian z mocno wypieczoną szarlotką. Auxerrois z Cep d’Or warte było długiego trzymania w kieliszku. Wraz ze zmianą temperatury i napowietrzaniem wina, kieliszek z szybkością kałasznikowa wypluwał coraz to nowe aromaty. Był ananas i odrobina mineralności. Na koniec uniósł się zapach pralin w białej czekoladzie;

Smak: wino pełne, aż po same brzegi kieliszka dbało o każdą część języka. Spływało powoli do przełyku, odchodząc w blasku chwały. Były jabłka, melon i cytryny, a to wszystko spięte kwasowością, która nadawała szyku, niczym elegancka sukienka;
 
Cena: 7 EUR. Świetne auxerrois, potwierdzające ogromne możliwości tej odmiany nad luksemburską Mozelą. Wino tak grube i pełne, że trzeba się przez nie przedzierać jak przez amazońską puszczę, czy syberyjską tajgę.

Kilka dni temu magazyn Czas Wina zainicjował konkurs na blog winiarski 2012 roku. Powtarzając za naszymi olimpijczykami (ale któż lepiej by to ujął!) już sam udział Cotygodniowego Blogu Miłośników Wina jest dla mnie sukcesem i radością. Najbardziej cieszy mnie fakt, że na EnoExpo w Krakowie będzie okazja spotkać tych, których blogi regularnie przysparzają mi przyjemności. I za to spotkanie wznoszę dzisiaj toast najlepszym auxerrois, jakie od dawna miałem okazję pić. 
Więcej o winach z Luksemburga piszę w Magazynie Wino tu


czwartek, 6 września 2012

Wino naturalne Vin de France


Wino, któremu apelacja nie przeszkadza 

Domaine Clos des Cimes, Les Petits Sylphes, 2011, apelacja: Vin de France, odmiany: grenache blanc, ugni blanc, chasselas, kraj: Francja.
Współwłaściciel Clos des Cimes, Raphaël Gonzales sprawuje funkcję prezesa Jeunes Vignerons d’Europe.
W tym stowarzyszeniu młode wilczki niskonakładowego winiarstwa wymieniają wzajemne doświadczenia i starają się ocalić swoje wina od zapomnienia. A ściślej mówiąc sprawić, żeby zapomnienie ich stało się w ogóle możliwe - czyli przedstawić je szerszej publiczności. Wielu z nich produkuje wina metodami naturalnymi, zasilając jednocześnie szeregi takich społeczności jak Vins naturels, czy pełniącej rolę prekursora winiarstwa naturalnego we Francji l’Association des vins naturels. Fascynacji winiarstwem naturalnym nie ukrywają także w Clos des Cimes. Oto jak Raphaël tłumaczy na wskroś niemarketingową apelację Vin de France swojego Les Petits Sylphes: „przy kompozycji szczepów kieruję się terroir, nie przepisami apelacji Côtes du Rhône, która wyklucza dla białych win równomierne użycie grenache blanc, ugni blanc i chasselas. Produkuję dobre Vin de France, zamiast przeciętnego Côtes du Rhône AOC”. Trzeba przyznać, że odwaga godna prezesa Jeunes Vignerons d’Europe; 

Wygląd: po nalaniu do kieliszka w winie pojawiły się drobne bąbelki. Dodanie przed zabutelkowaniem zaledwie śladowych ilości dwutlenku siarki, nie mogło całkowicie zapobiec wtórnej fermentacji. Z powodzeniem zapobiega natomiast nazajutrz bólowi głowy tych, którzy z przesadną gorliwością oddali się obowiązkom degustatorskim. Wiek twórcy etykiety Les Petits Sylphes szacuję na 6-7 lat, chociaż jeśli dzieciak miał zdolnych rodziców może być też młodszy. Złoty kolor wina podkreślała wykonana z białego szkła butelka;

Nos: mocny zapach szałwi. Jeśli ktoś za nim nie przepada Les Petits Sylphes w najlepszym wypadku może go zmęczyć. Ja akurat szałwię uwielbiam, zresztą taki aromat w winie nie trafia się na co dzień. Była też wyczuwalna skórka mandarynki i świeże morele. A wszystko atakowało, jak to w winach naturalnych, ze zdwojoną siłą; 

Smak: Les Petits Sylphes zaczynało od dużej kwasowości, która niebawem ustępowała miejsca smakowi miodu spadziowego. Ten znikał jednak jeszcze szybciej niż się pojawiał, pozostawiając smak, jaki ma się w ustach liżąc blachę. Blaszany finisz utrzymywał się na podniebieniu po wsze czasy;

Cena: 8,5 EUR. Szałwiowo-metaliczne naturalne Vin de France dostarcza niezapomnianych wrażeń. Mimo dość oryginalnych cech zachowywało świeżość, intensywność i głębię, których mogłoby mu pozazdrościć niejedno Côtes du Rhône AOC. Prezes miał rację!

Apelacja w winie jest istotna, ale z drugiej strony nie powinniśmy się do niej nadmiernie przyzwyczajać. Gdyby tylko ona miała decydować o jakości wina, wyeliminowalibyśmy ze sztuki winiarskiej czynnik ludzki, a wybór butelki ograniczałby się do zastosowaniu wzoru: cena×apelacja=nasze zadowolenie. Na szczęście tak jeszcze nie jest.
Więcej o winach naturalnych piszę w Magazynie Wino tu