poniedziałek, 25 lipca 2011

Luksemburskie wino znad Mozeli

Jak Luksemburg się i wino promuje

  1. Domaine de L’Etat, Riesling Premier Cru, 2007, szczep: Riesling, apelacja: Moselle Luxembourgeoise Appellation Controlée, kraj: Luksemburg;
    Domaine de L’Etat to rządowa winnica, której celem jest promocja kraju i przemysłu winiarskiego w Luksemburgu. Produkowane w niej wina nie są dostępne w sklepach, a jedynie podawane przy okazji przeróżnych, bardziej czy mniej oficjalnych, spotkań państwowych. W kontekście ostatnich kontrowersji związanych z wyborem wina na polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, rozwiązanie godne przeanalizowania. Udało się nad Mozelą, więc pewnie udałoby się nad Wisłą. Ciekawe tylko co na to podatnik?;
  2. Wygląd: jak każdy szanujący się Riesling, wino znajdowało się w smukłej zgrabnej butelce. Oczywiście w winie nie o kształt butelki chodzi, ale każdy może mieć przecież swoją ulubioną. Kolor jasno złoty, dość gęste, wolno spływało po kieliszku tworząc charakterystyczne zacieki;
  3. Nos: dużo nafty, startych i odstawionych na chwilę dojrzałych jabłek (mnie jabłka pod taką postacią kojarzą się nieodłącznie z przeziębieniami w czasach, kiedy mój wiek określało się przy użyciu jednej cyfry), nieco kurzu zza łóżka czy gdzie go tam kto zbiera, odrobina melona;
  4. Smak: Bardziej naftowe niż owocowe, o oleistej konsystencji. Z owoców obecne oczywiście jabłka z lekkim wsparciem czerwonego grejpfruta. Dobra kwasowość, której jest tu w sam raz, żeby pomagać, a nie przeszkadzać całej reszcie;
  5. Cena: pisałem, że wino niedostępne jest w sklepach i nie w sklepie je kupiłem. Zapłaciłem 12 EUR choć biorąc pod uwagę jego jakość, to raczej tylko zwrot kosztów produkcji. Genialne wręcz połączenie mineralności z owocami, czyli to za co Rieslingi tak się ceni, ale co tylko nielicznym z nich udaje się w pełni osiągnąć. Jakość Rieslinga z Domaine de L’Etat (Winnica Państwowa) można wytłumaczyć jedynie profesjonalizmem i skutecznością luksemburskiego rządu albo faktem, iż w jego skład wchodzą... winiarze. Tak czy tak, efekt jest piorunujący.

    Winiarski potencjał Luksemburga nie może dziwić zwarzywszy na fakt, że uprawy winorośli stanowią naturalną kontynuację znanego chyba wszystkim miłośnikom wina, niemieckiego regionu Mosel. Problemem pozostaje tylko ich dostępność, która poza Luksemburgiem i Belgią jest mocno ograniczona. Jak już jednak gdzieś je znajdziecie to bądźcie pewni, że poziomem bliżej im będzie do kolarza Andy Schleck’a niż do piłkarskiej reprezentacji tego niewielkiego kraju nad Mozelą.
    Więcej o winach z Luksemburga piszę w Magazynie Wino tu

czwartek, 14 lipca 2011

Szwajcarskie wino z kantonu Valais

Wino spod Mont Blanc

  1. Cave de la Bâtiaz SA, Dôle du Valais, apelacja: Dôle du Valais AOC, szczepy: Pinot Noir, Gamay, kanton: Valais, kraj: Szwajcaria
    Jak to dobrze, że są jeszcze miejsca na ziemi poza Beaujolais, gdzie za nic ma się aktualnie dominującą w świecie win zasadę „im ciężej tym lepiej i bez beczki ani rusz”. Pinot Noir, a zwłaszcza Gamay do herosów nie należą, co nie znaczy oczywiście, że mniej nadają się do fermentacji niż Cabernet czy Syrah. Lżej nie oznacza gorzej, przynajmniej w świecie wina;
  2. Kolor: rubinowy, chociaż mam świadomość, że kobiety znalazłyby na pewno bardziej precyzyjne określenie;
  3. Nos: przejrzałe banany (tak po pięciu dniach zapomnienia gdzieś w kuchennych czeluściach), sporo malin i trochę czereśni. Maliny pod różnymi postaciami, z przewagą jednak dżemu malinowego nad świeżymi owocami z krzaka (choć producenci tego pierwszego przekonują, że te dwa zapachy wcale się od siebie nie różnią). Na koniec trochę mokrych, a nawet lekko gnijąch liści, co zawsze dodaje winu autentyczności;
  4. Smak: przyjemna gorycz z rześką kwasowością, praktycznie bez tanin. Bananowo malinowy mus, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, prezentował się tu wyjątkowo elegancko, dbając równomiernie o podniebienia. Wino długo pozostawało na języku, głównie dzięki wyjątkowo zadziornej i wcale nie słabnącej z upływem czasu, goryczce;
  5. Cena: 16 CHF. To wino o jasno zdefiniowanym stylu, nie udające kogoś innego niż w rzeczywistości jest. Lekkie, praktycznie bez tanin, z niewiele ponad 12,5% alkoholem. Najciekawsze jest jednak to, że wcale mu to wszystko nie szkodzi.

czwartek, 7 lipca 2011

Słodkie wino z wyspy Santorini

Vin Santo nie tylko z Toskani

  1. Boutari, Vin Santo, 2006, szczepy: Assyrtiko 90%, Aifiri, Aibani 10%, apelacja: Appelation d’Origine Santorini de Qualité Supérieure, kraj: Grecja
    Niewielka wyspa Santorini kojarzona jest z dwoma rodzajami wina, które prawie wszystko dzieli, a tylko jedna rzecz łączy. Jest to biała odmiana Assyrtiko. Wytrawne Assyrtiko to prawdziwa brzytwa na języku: wino o potężnej kwasowości, mocno mineralne, metaliczne, o bladej barwie. Vin Santo natomiast, to słodkie, deserowe wino, o niemal brązowym zabarwieniu. Na Santorini wytwarza się je tą samą metodą co na Półwyspie Apenińskim, gdzie największą popularność zdobyło w Toskani. Fermentacja późno zebranych gron poprzedzona jest ich suszeniem na słomianych matach. W wyniku tego procesu woda odparowywuje, a grona przybierają postać słodkich rodzynek. Po zakończeniu fermentacji wino, zanim trafi na stół w towarzystwie ciasta bądź pleśniowego sera, długo dojrzewa w dębowych beczkach;
  2. Kolor: wino o brązowej niemal barwie choć bezpieczniej będzie określić je jako ciemno bursztynowym;
  3. Nos: dużo suszonych moreli, miodu, rodzynek, a nawet odrobina cynamonu. Poczułem przez chwilę zapach ciastek imbirowych, tyle że nie wiem czy był to aromat wina, czy raczej mój żołądek (a raczej podniebienie) zaczęło już podświadomie dobierać pasujące do vin santo dodatki. Nie mogło oczywiście, biorąc pod uwagę co najmniej kilkanaście miesięcy spędzonych w drewnie, obyć się bez zapachu dębowej beczki. Zrobiło się tak przyjemnie, że gdyby nie późna godzina, wyruszyłbym zapewne na poszukiwanie imbirowych ciastek;
  4. Smak: było słodko ale ani trochę mdło. Swoje robiła, słynna na całą Grecję i nie tylko, kwasowość odmiany Assyrtiko. Czy zastanawialiście się dlaczego chcąc kupić angielskiego cheesecake'a, w sklepie są często akurat wszystkie rodzaje oprócz cytrynowego? Mało jest smaków tak dobrze się uzupełniających jak słodki z kwaśnym. Kto się nie zgadza ma w życiu łatwiej, bo jego ulubionego cheesecake'a nie powinno zabraknąć. Boutari Vin Santo smakowało jak morele, które wpadły do beczki z miodem;
  5. Cena: 16 EUR. Trudno ocenia się deserowe wina bo już z samego faktu, że są słodkie, nie da ich się przecież nie lubić! Boutari Vin Santo ma jednak coś, co odróżnia dobre deserowe wina od deserowych smacznych. Świetną, równoważącą słodycz kwasowość.

    Wydawać by się mogło, że etymologii nazwy vin santo (święte wino) należałoby szukać w fakcie podawania słodkiego wina (choć dzisiejsze vin santo może także przybrać formę wytrawną) w czasie przydługawych zapewne średniowiecznych nabożeństw. Taka opinia dominuje w całym winiarskim świecie - poza Grecją, gdzie dumni mieszkańcy Santorini wywodzą nazwę vin santo od vino di Santorini, a nie żadnego tam świętego wina z Półwyspu Apenińskiego.