poniedziałek, 26 listopada 2018

Plamy z wina

Ile razy zdarzyło Wam się oblać mniej lub bardziej ulubioną koszulę, marynarkę czy koszulkę winem? Zwłaszcza leniwa, niezobowiązująca, wieczorna degustacja w domu sprzyja takim zdarzeniom. Tak, tak, przyciąganie ziemskie działa zawsze i wszędzie! W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie mam ani jednego T-shirta, który nie nosiłby dumnie śladów degustacyjnych. Trochę mnie to złościło, bo człowiek nie dość, że wydaje na wino, to jeszcze co chwila na czyste ubrania. Niezadowolony z takiej sytuacji podjąłem próby usuwania plam. Szło jak po grudach i zazwyczaj do kosztów wina, ubrania dochodził koszt proszku i jeszcze cenniejszego czasu. Plamy znikały niezwykle rzadko. Wreszcie znalazłem rozwiązanie. Z góry zastrzegam, że nie ma ono charakteru uniwersalnego i jest zastrzeżone dla mieszkańców Łodzi i okolic. Jedyną pralnią, w której spojrzeli na moje po-degustacyjne koszule i marynarki ze zrozumieniem była Pralnia Łódka mieszcząca się w Centrum Handlowym Sukcesja na alei Politechniki 1. Stosują tam system prania wodnego, który jest daleko bardziej skuteczny w usuwaniu plam z tanin niż system prania chemicznego. Poradzili sobie z plamami nie tylko po lagrein, czy pinot noir ale nawet po takich gigantach jak z zinfandel, merlot czy cabernet sauvignon. A ja wreszcie odzyskałem podczas degustacji pewien spokój, jakże potrzebny by należycie oddać swój czas i zmysły winu.

oops I did it again

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kachetyjskie wina z winnicy Papa Zurabo



W winnicy Papa Zurabo w kachetyjskim Kvemo Alvani odprzemysławiają produkcję wina. A dokładnie robi to prawie 70-letnia Nino. W swojej niewielkiej przydomowej piwnicy ma 10 starych dębowych beczek, 6 ceramicznych qvevri i urządzenie do produkcji chachy (mocnego alkoholu powstającego w procesie destylacji tego wszystkiego, co zostaje z winogron po zakończeniu fermentacji). Nino fermentuje w zakopanych w ziemi i przykrytych gliną, ceramicznych qvevri. Po około 30 dniach oddziela wino od moszczu. Następnie przelewa je na kolejne 2-3 miesiące do ceramicznych naczyń. W tym czasie wino klaruje się i ostatecznie zanika fermentacja. Styczeń/luty to czas, kiedy trafia do dębowych beczek. Ich wiek w Papa Zurabo sugerowałby, że mamy raczej do czynienia z przechowywaniem whisky, a nie produkcją wina. Najstarsze mają nawet 50 lat, natomiast najmłodsze liczą sobie, bagatela, 25 wiosen. Stamtąd wino trafia już, bezpośrednio przed konsumpcją, do karafki, gdzie łapie trochę świeżości. W Papa Zurabo produkują w ten sposób zarówno biel jak i czerwień. Żadnych nierdzewnych kadzi, regulacji temperatury, nowych beczek, siarkowania czy szlachetnych drożdży. Efekt? Dla jednych dziwaczny winiarski skansen, dla mnie raczej powrót do korzeni i możliwość przypomnienia sobie, czym tak naprawdę jest wino.

Stare beczki w piwnicy Papa Zurabo| fot: Wino z wyboru

Krzewy winorośli w Papa Zurabo mają około 40-50 lat. Z białych odmian uprawia się tu wszechobecne w Gruzji rkatsiteli oraz mtsvane i khikhvi. Czerwona odmiana to oczywiście niekwestionowany król Kachetii – saperavi.

Najbardziej intrygujące było białe wino (ze wszystkich 3 uprawianych odmian) z 2011 r. Ponad miesięczna fermentacja na skórkach i prawie dwa lata w dębowej beczce. Wino miało herbaciany kolor i mocno orzechowy nos. Pachniało też świeżym chlebem i suszoną figą. Pomimo swojego wieku i znacznego utlenienia, w smaku zachowywało żywą kwasowość. Dominował smak świeżych orzechów, a po każdym łyku, pozostawał w ustach delikatny słonawy posmak. Wszystko to z zachowaniem niebywałej wręcz elegancji.

Od lewej do prawej z głębi stołu: miodówka, chacha, białe 2011, białe 2013 i saperavi 2013| fot: Wino z wyboru

W nowoczesnym winiarstwie dla takich win i takich winnic jest coraz mniej miejsca. To co odróżnia Gruzję od większości krajów produkujących wino, to fakt równoległego funkcjonowania winiarstwa przemysłowego i tego tradycyjnego. Zresztą i jedno i drugie, jest tu w najlepszym wydaniu.