- Domaine Porto Carras, Limnio, 2008, region: Chalkidiki, szczep: Limnio, apelacja: Appelation d’Origine Plagies Melitona de Qualité Supérieure, kraj: Grecja
Porto Carras to ogromna hotelowo-winiarska inwestycja Yiannisa Carrasa, który pod koniec lat 60-ch ubiegłego wieku zaczął budować swoje imperium na Półwyspie Sithonia, na Chalkidiki. Po ponad 40 latach od pierwszych zbiorów, winnica dysponuje ogromną, nie tylko jak na warunki greckie, powierzchnią 475 ha. Uprawia są tu zarówno autochtoniczne odmiany, takie jak czerwone Limnio, czy biała Malagouzia, jak i francuską klasykę z Cabernet Sauvignon na czele. Wiedziony ciekawością czy jest możliwe, produkując około 2,5 miliona butelek rocznie wciąż dokładać przy tym należytej staranności, zdecydowałem się na prawie niespotykaną poza północą Grecji odmianę Limnio, właśnie z Porto Carras. Zresztą nie ukrywam, że zaimponowała mi również pomysłowość specjalistów od marketingu z Domaine Porto Carras, którzy nie zawahali się wciągnąć do promocji swojego wina... Arystotelesa. Podobno odmiana Limnio była jego ulubioną, o czym miał kilkakrotnie wspominać. Niestety nie może zaprotestować, jako że jak powszechnie wiadomo, dokonał żywota jakieś 2300 lat przed wyprodukowaniem pierwszej butelki Limnio w Porto Carras; - Kolor: dość ciemny rubinowy lub jak kto woli chilijski pinot noirowy;
- Nos: sporo wiśni, znacznie mniej jeżyn i naprawdę solida porcja ostrych przypraw z wyraźnie (ale nie nachalnie) wyczuwalną beczką. Jak już jesteśmy przy rzadkiej umiejętności zręcznego władania beczką to pozwólcie mi wyrazić swoją opinię, że Grecy opanowali tę trudną sztukę niemal perfekcyjnie. W większości win, które miałem okazję próbować, beczka subtelnie podkreślała smak, prawie nigdy go nie dominując. Oczywiście dla zwolenników szkoły, że beczki powinno być tyle, żeby nie było jej czuć, nawet taka ilość okaże się zbyt duża. W każdym razie mnie grecka szkoła beczkowania bardzo odpowiada;
- Smak: wiśnie, sporo pieprzu i trochę beczki. Ponad przeciętna kwasowość potęgowała odczucie świeżości. Bardzo niewielkie taniny odejmowały jednak winu, trochę brakującego tu ciężaru. Ciekawe gorzko-tytoniowe, choć nie przesadnie długie, zakończenie. Zagadką był 14% alkohol, o którym gdybym nie przeczytał na butelce, nigdy bym nie w niego nie uwierzył;
- Cena: 7,45 EUR. Dość przyjemne wino od greckiego olbrzyma z Arystotelesem w tle. Nie w pełni oddaje jednak możliwości odmiany Limnio, która może dawać również zdecydowanie cięższe wina.
Kto chce się przekonać i jest gotowy na konfrontację z wagą ciężką, niech spróbuje chociażby wino Avaton z położonej 25 km na południe od Thessalonik Domaine Gerovassiliou. Tylko ostrzegam przed beczką. Przynajmniej w Avaton 2005, w którym było jej tyle, jakby wino co najmniej połowę ze swoich 6 lat życia spędziło w nowiutkiej amerykańskiej barrique. Czemu akurat nowej, amerykańskiej i tylko 225 litrowej? Na to jak bardzo wino absorbuje „drewniane” aromaty i smaki mają wpływ: wiek beczki (im jest młodsza tym szczodrzej dzieli się nimi z winem), jej rozmiar (im mniejsza tym również bardziej odbija na nim swoje piętno) i wreszcie jej pochodzenie (powszechnie przyjęło się, że amerykański dąb jest bardziej aromatyczny od swoich europejskich odpowiedników). Po kilkugodzinnej jednak dekantacji Avaton się trochę odbeczkował i pokazał naprawdę spory potencjał. No cóż, wygląda na to, że moja przedstawiona na początku wpisu teoria o zręcznym władaniu przez Greków beczką nie dotrwała nawet do jego końca. I znowu, jak to często bywa w świecie wina, pozostaje odwołać się do wyjątku potwierdzającego regułę.
W Avatonie to Asia pracowała :) serio ..
OdpowiedzUsuńPierwsza wizyta w Helladzie?
ducale
@Ducale
OdpowiedzUsuńGerovassiliou mają w Grecji dobrą opinię i niestety jeszcze wyższe ceny. Ciekawe jakie Asia ma zdanie na ten temat?
Wizyta pierwsza...chyba zaczynam się robić z wiekiem sentymentalny:)
Pozdrowienia dla A&A&F