środa, 22 czerwca 2011

Greckie różowe wino z odmiany Xinomavro z regionu Goumenissa

Różowe wcielenie Xinomavro

  1. Aidarini Winery, Rosé, 2010, region: Goumenissa, szczep: Xinomavro, apelacja: I.G.P. Kilkis, kraj: Grecja
    Goumenissa obok pobliskiej Naoussa stanowi najbardziej rozpoznawalny punkt na winiarskiej mapie greckiej Macedonii. Obok wszechobecnego na północy Xinomavro uprawia się tu także odmianę Negoska. W wielu winnicach, zwłaszcza tych starszych,  nasadzenia wzajemnie się mieszają, a winiarze nie zawsze mają pewność gdzie zaczyna się Negoska, a kończy Xinomavro. Prawie jak w portugalskim Douro, tyle że tam mozaika szczepów jest znacznie bardziej skomplikowana. Appelation d’Origine Goumenissa de Qualité Supérieure pozwala na dodawanie do Xinomavro nawet do 40% odmiany Negoska. Dodatkowo wino obowiązkowo musi co najmniej rok dojrzewać w dębowych beczkach. Rosé oczywiście nikt na roczny pobyt w beczce nie skazał, stąd niższa, regionalna apelacja dla rosé z winnicy Christosa Aidarinisa;
  2. Kolor: barwą przypominało bardziej rosé z hiszpańskiej Nawarry, niż Kaliforni. Bardziej jasny rubin niż róż. Na uwagę zasługiwał wysoki, jak na rosé, 13,5% alkohol, który mógł zapowiadać trochę dodatkowych kilogramów w Aidarini Rosé;
  3. Nos: lodowy. To wino pachniało gałkami lodów o smaku czereśni, malin i truskawek. Dodatkowo znalazła się jeszcze czwarta – waniliowa;
  4. Smak: schłodzone czerwone owoce. Wino utrzymywało dobrą, dodającą dodatkowej energii, kwasowość. Aidarini Rosé było zdecydowanie bardziej owocowe niż landrynkowe. Poza tym miało coś co wyjątkowo cenię w każdym rosé, które w pogoni za świeżością, nie może przecież całkowicie zatracać swojego czerwono winogronowego pochodzenia. A mianowicie, na finiszu muskało lekko taninami. Wreszcie na sam koniec, wyczuwalna była jeszcze delikatna goryczka. Wszystko to razem z będącymi tu w dobrej dyspozycji owocami powodowało, że Aidarini Rosé nie szybko znikało z podniebienia.
  5. Cena: 8 EUR. To jedno z lepszych rosé jakie miałem okazję pić. Zachowujące lodową wręcz świeżość, mocno owocowe, z wyczuwalnym jednocześnie lekkim taninowym uściskiem. Wszechstronne jak uczeń, który miał piątki i z polskiego i z matematyki, a dodatkowo jeszcze wszyscy w klasie go lubili.
Zupełnie nie rozumiem czemu tak powszechnie przyjęło się, że rosé to wino na lato. Przecież lodów nie je się tylko latem, a i na spacer wychodzi czasem zimą. Jestem zdecydowanie zwolennikiem teorii, że wszystkie wina są całoroczne, a jak komuś na to tryb życia pozwala, to nawet całodobowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz