poniedziałek, 24 czerwca 2013

Winnica Zawisza - wina z polskiego bieguna ciepła

Za niespełna tydzień w Warszawie odbędzie się VIII Konwent Polskich Winiarzy. Polskim winom na Stadionie Narodowym powinno pójść lepiej niż naszym piłkarzom. Przy tej okazji warto zastanowić się, gdzie w Polsce można znaleźć dobre wina? Wszędzie, ale na pewno warto zacząć od okolic Tarnowa - letniego bieguna ciepła. Jeśli dodamy do tego niewysokie wzgórza, które sprzyjają odpływaniu zimnych mas powietrza w czasie wiosennych przymrozków oraz zapewniają większą ekspozycję krzewów na słońce, szanse na dobre wino rosną. Tutejsi winiarze zrzeszeni są w szeregach Tarnowskiego Bractwa Winiarskiego. Swoje talenty organizacyjne ujawnili chociażby w 2011 roku, organizując na zamku w Janowicach jedną z ważniejszych cyklicznych imprez winiarskich w Polsce – Święto Polskiego Wina. A jak idzie im w winnicy i piwnicy?

Winnica Zawisza znajduje się w oddalonej o kilka kilometrów od Zakliczyna Brzozowej. Mariusz Chryk swoje pierwsze wino zrobił w wieku 17 lat, ale jak zapewnia, wypił je będąc już pełnoletnim. Wtedy mieszkał jeszcze, nomen omen, na Ziemi Lubuskiej. Dalsze szlify zdobywał w szwajcarskim Valais i w burgundzkim Beaujolais. Jego winnicę w Brzozowej, oprócz takich vinifer jak riesling, chardonnay, muscat ottonel czy dornfelder, porastają odmiany hybrydowe. Przy doborze hybryd Mariusz nie kieruje się jednak ilością szóstek w nazwie. Stara się raczej, mozolną metodą prób i błędów, dobrać do podtarnowskiego terroir takie odmiany, które na tutejszych ilastych glebach dają najlepsze efekty. Ponadto, stawia też na te z dużym udziałem Vitis vinifera. Ma być nie bardziej hybrydowo niż być musi – powtarza. Stąd w Brzozowej łatwiej o johannitera i regenta niż o seyval blanc czy leon millot.

dojrzewający monarch w Winnicy Zawisza | fot. Mariusz Chryk

Johanniter 2011 był niezły i co ważniejsze, pozostawiał wrażenie, że wciąż ma spore rezerwy. Muscatem Ottonelem 2009 można by z powodzeniem wprawić w kompleksy niejednego węgierskiego, czy alzackiego imiennika. Muscat, po prawie 4 latach, zachowywał się jak młodzieniaszek. Utrzymał wszystkie swoje kwiatowo-winogronowe atuty, a w ramach podtarnowskiego terroir, błysnął zaskakująco żywą kwasowością i mineralnym powiewem. Półwytrawne Chardonnay 2011 zaskoczyło wyjątkowo bogatym nosem. Były tam cytrusy, biały pieprz, melon i trochę przeżutych landrynek. Wraz ze wzrostem temperatury robiło się coraz bardziej mineralne. Wino nie poległo również w trudnej sztuce balansowania między słodyczą, a kwasowością. Czerwony Rubin 2011 (cabernet carbon, monarch, regent) pachniał świeżą czarną porzeczką i konfiturą z jeżyn. Słodycz przechodziła niemal przez nos, tak że można ją było poczuć na języku. W smaku było dużo leśnych owoców z przyjemnym finiszem kawy frappé. Wyrazista kwasowość dodawała Rubinowi głębi. Wyczuwalny był niewielki cukier resztkowy, jak również delikatne bąbelki na języku przypominające, że jakaś jego cześć zdążyła polec w wojnie z drożdżami.

Chardonnay 2011 i Rubin 2011| fot. Szczepan Jany

Winiarski Tarnów nabiera prędkości. I chociaż na razie mówi się o tym mieście głównie w kontekście speedway’a, wkrótce może się to zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz