wtorek, 15 maja 2012

Wino naturalne

Wino niejedno ma imię


Château Listignac, Eyeswinechut, 2010, apelacja: vins de pay du Périgord, szczep: merlot, region: południowo-zachodnia Francja.
Wina naturalne nie doczekały się na razie jednoznacznej definicji. Pomimo to ruch naturalistów, choć niejednolity i podzielony, już teraz śmiało można nazwać rewolucyjnym. Z długiego manifestu naturalistów warto wspomnieć o kilku rzeczach, w obronie których każdy szanujący się przedstawiciel tego nurtu oddałby głowę: uprawa winorośli odbywa się bez udziału dobrodziejstw współczesnej chemii; powolna fermentacja oparta jest wyłącznie na naturalnych drożdżach obecnych na skórkach winogron, bez dodatku odmian specjalnie do celów fermentacji wyselekcjonowanych; ogranicza się lub całkowicie rezygnuje z dodawania do wina dwutlenku siarki; filtrację traktuje się jak zbędny makijaż i stosuje tylko w ostateczności. Ponadto naturaliści są wyznawcami terroir, niechętnie też zastępują tradycyjne odmiany nowymi i niewiele robią sobie z nobilitujących apelacji.

Wygląd: etykieta to odręcznie napisany zbiór notek degustacyjnych układających się w winiarski bełkot. Sama nazwa wina zdaje się zresztą niczym więcej, jak grą słów autorstwa jego twórcy-Mathias’a Marquet. Wino mętne (w ostatnim kieliszku zostało tyle osadu, że można by z powodzeniem w niego wbić zapałkę) o intensywnej rubinowej barwie. Na ściankach kieliszka widoczne były drobne bąbelki dwutlenku węgla;

Nos: pełny, intensywny. Pachniało śliwką, schodzoną nieco skórzaną kurtką, dżemem z leśnych owoców, mokrą gliną, denaturatem i od czasu do czasu, sokiem z kiszonej kapusty; 

Smak: wino przyjemnie bąbelkowało na języku. Dodanie zaledwie 4 mg/l dwutlenku siarki nie mogło całkowicie zapobiec wtórnej fermentacji. Eyeswinechut miało dużą kwasowość i trochę dziecięce taniny. Smakowało jak spalony na grillu karczek. Wyraźny był też smak wędzonej ryby. Trwało na podniebieniu w nieskończoność. Ostatecznie, po kilku minutach, zostawiało w ustach posmak leśnych owoców;

Cena: 10 EUR. Eyeswinechut ma w sobie duszę, klasę i szlachetne rysy. Moim zdaniem nie jest ani punkowe ani wiejskie, a przy tym tak dynamiczne, że ledwie można za nim nadążyć. 

Wróćmy na koniec do pytania, które w najbliższych latach pewnie coraz częściej będzie stawiane. Czy wina naturalne smakują lepiej niż te „chemiczne”? Jak zawsze w świecie wina, wszystko zależy od tego kto dokonuje oceny.
Więcej o winach naturalnych piszę w Magazynie Wino tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz