wtorek, 14 lutego 2012

Szampan Bollinger Special Cuvée

Wielki i niezależny


Bollinger, Special Cuvée, odmiany: Pinot Noir 60%, Chardonnay 25%, Pinot Meunier 15 %, apelacja Champagne AOC: kraj: Francja.
Bollinger wyróżnia się spośród największych producentów szampana tym, iż jako jeden z nielicznych pozostaje firmą, a właściwie holdingiem, rodzinnym. O takich zwykło się mawiać producenci niezależni. Innymi słowy, szampany Bollinger nie stały się jedynie marką wielkich grup kapitałowych, jak ma to miejsce z większością butelek renomowanych domów szampańskich. Nie zmienia to jednak faktu, że Bollinger to wciąż gigant, produkujący wina w kilku apelacjach we Francji, a nawet w Australii. Nie uda mi się więc dzisiaj spróbować „wiejskiego” szampana od bezimiennego bohatera stawiającego czoła, coraz bardziej obecnej także w świecie wina, globalizacji. Mam jednak przynajmniej pewność, że producent którego nazwa widnieje na etykiecie, nie produkuje oprócz wina biżuterii, torebek, perfum czy zegarków. Jest zdecydowanie bardziej winiarsko, niż chociażby w przypadku wielkiego koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy;
Wygląd: wino miało dość ciemny złoty kolor. W szampanach Bollinger ciemna barwa nie może dziwić, biorąc pod uwagę duży udział w kupażu Pinot Noir i 3 letni - dość długi jak na warunki szampańskie - czas drugiej fermentacji i dojrzewania w butelce. Bąbelków było dużo i odznaczały się wyjątkową ruchliwością, zupełnie jak roczne dziecko mojego przyjaciela;
Nos: Bollinger pachniał masłem, drożdżami i znanym u anglosasów ciastem apple crumble – czyli połączeniem masła, kruszonki i pieczonych jabłek z odrobiną cynamonu. Zresztą pachniało nie tylko pieczonymi jabłkami, ale też tymi surowymi;
Smak: kwasowość zdecydowanie ujarzmiona przez wywindowany chyba do górnej dopuszczalnej granicy brut (15 g/l) cukier. Apple crumble, które mogłoby wieść prym w smaku, gdzieś się rozpłynęło. Poza tym większość czerwonych jabłek zastąpiły, mniej wyraziste - zielone. Zrobiło się trochę zbyt płasko i neutralnie;
Cena: 32 EUR. Nos zapowiadał wielkie emocje, ale w smaku Bollinger był zbyt zachowawczy. Okazał się tylko nieznacznie pełniejszy niż solidna hiszpańska Cava. Oczywiście musimy pamiętać, że Special Cuvée to podstawowa etykieta Bollingera. Z drugiej strony, to właśnie takie wina trafiają do najszerszej grupy odbiorców, wykuwając bądź podkopując dobre imię producenta. Podsumowując - nos o piętro wyżej niż usta, plus mały punkcik za niezależność producenta.
Pewnie nie raz zastanawialiście się co wpływa na wyższą niż pozostałych win cenę szampanów. Zdecydowana większość nasuwających się odpowiedzi dotyczy rygorystycznych przepisów tamtejszej apelacji. Ja do wszystkich Waszych uzasadnionych winiarsko koncepcji dodam z przymrużeniem oka jeszcze jedną. Nigdy nie odwiedzałem tak rozbudowanych graficznie i dźwiękowo stron internetowych, jak tych należących do domów szampańskich. Może zapłacone za butelkę szampana pieniądze trafiają nie tylko do winiarzy, ale i do kieszeni tamtejszych informatyków?!

2 komentarze:

  1. Panie Bond a cóz to za okazja była?14? solo czy z kawiorem?
    ducale

    OdpowiedzUsuń
  2. @ducale
    odpowiem zgodnie z protokołem importerów wina: szampana powinno się pić jak najczęściej, a okazją jest zawsze samo wino;-) Bond zresztą też tak robił i jakie miał efekty:-)

    OdpowiedzUsuń