Dziś o samej degustacji będzie nieco krócej, a to
wszystko za sprawą filmu, oczywiście o winie. Film Jonathana Nossiter (nota
bene zdeklarowanego winomana) „Mondovino” jest próbą głębszego spojrzenia na światowy
przemysł winiarski. I jak to często bywa, kiedy przyglądamy się czemuś dokładniej
i przez dłuższy czas, dostrzegamy sporo, na pierwszy rzut oka niewidocznych, negatywów.
Wino nie jest tu wyjątkiem i to, że rządzą nim przede wszystkim duże pieniądze,
wcale mnie nie dziwi. W końcu, nie tylko nim.
Jedyne co możemy robić w imię naprawy winiarskiego
świata, to pić więcej win od małych, niezależnych producentów. Tyle, że
najpierw musimy jeszcze znaleźć importera i sprzedawcę, którzy myślą tak samo
jak my. Zadanie niełatwe, ale na pewno do wykonania.
W filmie wyjątkowo przypadł mi do gustu opis wina autorstwa
jednego z jego bohaterów – Huberta de Montille. W jego opinii używana w
nadmiarze przy starzeniu beczka, temperowanie tanin i kwasowości, sprawiają że
wina zaczynają niebezpiecznie się do siebie upodabniać, tracąc swoją głębię.
Dla opisania ich Hubert nadymał wargi i rozchylił szeroko ręce. Ich przeciwieństwem
mają być wina dla których zilustrowania winiarz z Volnay przesuwał dłonie
równolegle od głowy aż do samej ziemi. Autentyczne, często niełatwe, z
trzymającą je w ryzach solidną kwasowością.
Chociażby dla tej sceny „Mondovino” warto obejrzeć.
Nieczęsto przecież, ktoś całą filozofię enologii zamyka w dwóch gestach. Poza
tym, film to 135 minut wycieczek po winnicach w poszukiwaniu zagubionego w XXI
wieku terroir i rozmów z anonimowymi winiarzami oraz tymi wyznaczającymi
światowe trendy.
- Garofoli,
Macrina, 2009, odmiana: Verdicchio, apelacja: Verdicchio dei Castelli di
Jesi DOC Classico Superiore, region: Marche, kraj: Włochy;
- Wygląd:
kolor dojrzałej cytryny, drobne bąbelki widoczne po nalaniu do kieliszka
zdradzały, że wojna cukru z drożdżami nie ustała nawet po zabutelkowaniu;
- Nos:
świeży i czysty zapach mokrej skały zmącony trochę smrodkiem ropy
naftowej. Sporo olejku migdałowego, niedojrzała marketowa gruszka i delikatny
zapach słomy;
- Smak: trochę
przyciężkawe, tłuste. Wobec umiarkowanej kwasowości i dość nieśmiałych
owoców, zbyt odważnie poczynał sobie alkohol. Im bardziej się jednak wino ogrzewało,
tym bardziej odpowiedzialność za końcowy efekt przejmowały owoce (głównie
gruszka i jabłko). Ostatecznie jednak - za późno i za mało;
- Cena: 11
Euro, wino z lekką nadwagą, trochę niezdarne, mimo że nos początkowo zapowiadał
sporo emocji. Podsumowując: film lepszy niż wino, za to w duecie zupełnie
przyjemnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz