środa, 6 lutego 2013

Degustacja po ukraińsku



Lubię chodzić na degustacje niezależnie od tego gdzie jestem. Winiarskie pogaduchy pomagają poznać lokalny rynek, gusta kupujących, zrozumieć wysiłki czynione przez sprzedawców, a przede wszystkim pozbyć się stereotypów i wyrobić własną opinię. Ostatni czwartek spędziłem za Bugiem na degustacji organizowanej przez ukraińską sieciówkę o wschodnio brzmiącej nazwie Wine Time. Jeśli znajdziecie się za naszą wschodnią granicą i szkoda Wam będzie czasu na wybieranie win metodą prób i błędów, śmiało możecie skierować się do jednego z kilkunastu sklepów tej sieci. Znaleźć je można od Lwowa po Dniepropietrowsk, jak Ukraina długa i szeroka. Oprócz klasyki, mają tam niezły wybór win z Ukrainy, Mołdawii czy Kaukazu.

winomarket Wine Time 
Degustacja odbyła się w małej, przyjemnej restauracji 20 metrów od sklepu. Na stolikach czekały przygotowane kieliszki, talerze z serami i spluwaczki. Żadnego lokalnego folkloru, choć z drugiej strony, czy wina nie są doskonałym przykładem globalizacji rynków. Bohaterką wieczoru była Hiszpania, a dokładnie region Castilla y León. O samych winach może przy następnej okazji, a dzisiaj kilka słów o samej imprezie.

Zaczęło się od degustacji w ciemno, w której do wygrania był bilet (cena około 25 PLN) na kolejny wieczór degustacyjny. Do tej pory nie mam pojęcia jak gość z sąsiedniego stolika trafił sauvignon blanc z La Mancha. Wino, chociaż niezłe, wcale nie przypominało sauvignon, a biała Hiszpania z tą odmianą specjalnie też się przecież nie kojarzy. Kolejne wina były już podawane według misternie przygotowanej karty degustacyjnej. Prowadzący pytał o proponowaną cenę, ciesząc się jak dziecko, kiedy strzelaliśmy wyższą od sklepowej.  

ciężka praca degustujących

Na Ukrainie panuje kult jedzenia. Restauracje pękają w szwach cały tydzień, a atrakcyjne ceny i bardzo dobry serwis przyciągają nawet największych kulinarnych domatorów. Nie trudno się domyślić, że degustacja miała sporo elementów łączenia wina z kuchnią, a co bardziej realistyczne zdjęcia kastylijskich dań, wywoływały cmoknięcia wyrażające zachwyt. Przy kolejnych kieliszkach obecni prześcigali się w pomysłach, co by do nich zjedli. Każde wino było też oceniane w parkerowskiej skali, a sala miała przy tym niezłą zabawę. O poziomie dyskusji niech świadczy fakt, że przy moim stoliku temat zszedł na ulubionych producentów Sherry.

Kiedy wyszło na jaw, że jestem z Polski, stałem się obiektem zazdrosnych westchnień miłośników serów, które w Polsce - jak się okazuje - są znacznie tańsze i lepsze niż za Bugiem. Swoją drogą, kto by pomyślał, że jesteśmy serowym rajem. Wracając do cen win nad Dnieprem, to są one o 20-40% droższe niż u nas. Na Ukrainie, podobnie zresztą jak w innych „krajach rozwijających się winiarsko”, wino traktuje się bardzo poważnie. Jak będziecie mieli okazję brać tam udział w degustacji w ciemno, lepiej się przygotujcie, bo polegniecie nawet na sauvignon blanc.

3 komentarze:

  1. Fajna historia. Niespodziewana! Byłem tam, nie ciągnie mnie ponownie, ale Twoja relacja jest bardzo intrygująca. Może kupię trochę sera i wymienię na jakieś porządne burgundy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Maciek Gontarz
    Maciek, z tą wymianą sera na wino to bardzo dobry pomysł. Lazur błękitny za burgunda, barter marzeń:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Piotr - mało tego! wyobraź sobie co by powyciągali z piwnic jakby im przywieźć trochę polskich serów zagrodowych :)

    OdpowiedzUsuń