niedziela, 25 grudnia 2011

Hiszpański Cabernet z Costers del Segre

Gładki początek z gorzkim zakończeniem

  1. Raimat, Viña 32, 2007, Cabernet Sauvignon, apelacja: Costers del Segre DO, kraj: Hiszpania. Apelacje w północno-wschodniej Hiszpanii, do których Costers del Segre należy, pozwalają trochę odpocząć od wszechobecnego w tym kraju Tempranillo. Mnie do hiszpańskiego Cabernet Sauvignon skłoniło nie tyle znużenie Tempranillo, co ciekawość na ile „Cab” zdoła się uwolnić od kobiecego (to oczywiście komplement!) stylu hiszpańskiej czerwieni spod znaku Tempranillo;
  2. Wygląd: wino miało barwę ciemnej purpury i supermarketową, jak dla mnie zbyt nowatorską etykietę;
  3. Nos: typowo hiszpański, z tak charakterystyczną lekko mdłą waniliową nutą, której obecność może wynikać ze zbyt długiego dojrzewania wina w młodym amerykańskim dębie. Było też sporo leśnych owoców zatopionych w czekoladowo-waniliowym budyniu. Ciekawym urozmaiceniem okazał się, nieczęsto spotykany w czerwonych winach, aromat przejrzałej gruszki. Ogólnie jednak mocno hiszpańsko – słodko i gładko, a po szorstkości Cabernet Sauvignon nie było śladu;
  4. Smak: po przełknięciu Viña 32 możnaby z powodzeniem zdać każdy egzamin do szkoły aktorskiej. Wino swoją niebywałą wręcz goryczą i niewiele mniejszą kwasowością wykręcało twarz we wszystkie możliwe strony. O ile nos był przyjemny i łagodny, to smak agresywny i nieharmonijny. Wino smakowało tak, jakby ktoś na oślep zmieszał pięć rodzajów czerwonego wina i bez wcześniejszego spróbowania zabutelkował. Na szczęście ponad godzinne napowietrzanie uwolniło resztki owoców, które uczyniły Viña 32 nieco przyjemniejszym;
  5. Cena: napiszę przekornie, że 9,80 EUR za najbardziej gorzkie wino świata, które kompletnie inaczej pachnie niż smakuje, to nie jest wygórowana cena. W końcu każde „naj” jest w cenie, a wyraźna dysharmonia aromatu i smaku również dostarczy niezapomnianych wrażeń.   
Czas przedświąteczny to dla wielu okres wzmożonej aktywności towarzyskiej. Dla mnie to czas, kiedy wypijam największą w roku ilość wina należącego do szerokiej kategorii win nijakich. Wcale mnie to nie martwi, bo przecież nie tylko o wino na przedświątecznych spotkaniach chodzi. Co więcej, lubię od czasu do czasu wypić wino, o którym da się powiedzieć niewiele więcej ponad to, że smakuje... jak wino. Taki winiarski masochizm, staram się jednak uprawiać tylko raz w roku – przed Świętami Bożego Narodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz