- Raimat, Viña 32, 2007, Cabernet Sauvignon, apelacja: Costers del Segre DO, kraj: Hiszpania. Apelacje w północno-wschodniej Hiszpanii, do których Costers del Segre należy, pozwalają trochę odpocząć od wszechobecnego w tym kraju Tempranillo. Mnie do hiszpańskiego Cabernet Sauvignon skłoniło nie tyle znużenie Tempranillo, co ciekawość na ile „Cab” zdoła się uwolnić od kobiecego (to oczywiście komplement!) stylu hiszpańskiej czerwieni spod znaku Tempranillo;
- Wygląd: wino miało barwę ciemnej purpury i supermarketową, jak dla mnie zbyt nowatorską etykietę;
- Nos: typowo
hiszpański, z tak charakterystyczną lekko mdłą waniliową nutą, której
obecność może wynikać ze zbyt długiego dojrzewania wina w młodym
amerykańskim dębie. Było też sporo leśnych owoców zatopionych w
czekoladowo-waniliowym budyniu. Ciekawym urozmaiceniem okazał się,
nieczęsto spotykany w czerwonych winach, aromat przejrzałej gruszki.
Ogólnie jednak mocno hiszpańsko – słodko i gładko, a po szorstkości
Cabernet Sauvignon nie było śladu;
- Smak: po
przełknięciu Viña 32 możnaby z powodzeniem zdać każdy egzamin do szkoły
aktorskiej. Wino swoją niebywałą wręcz goryczą i niewiele mniejszą
kwasowością wykręcało twarz we wszystkie możliwe strony. O ile nos był
przyjemny i łagodny, to smak agresywny i nieharmonijny. Wino smakowało tak,
jakby ktoś na oślep zmieszał pięć rodzajów czerwonego wina i bez wcześniejszego
spróbowania zabutelkował. Na szczęście ponad godzinne napowietrzanie uwolniło
resztki owoców, które uczyniły Viña 32 nieco przyjemniejszym;
- Cena: napiszę przekornie, że 9,80 EUR za najbardziej gorzkie wino świata, które kompletnie inaczej pachnie niż smakuje, to nie jest wygórowana cena. W końcu każde „naj” jest w cenie, a wyraźna dysharmonia aromatu i smaku również dostarczy niezapomnianych wrażeń.
Czas przedświąteczny to dla wielu
okres wzmożonej aktywności towarzyskiej. Dla mnie to czas, kiedy wypijam
największą w roku ilość wina należącego do szerokiej kategorii win nijakich. Wcale
mnie to nie martwi, bo przecież nie tylko o wino na przedświątecznych
spotkaniach chodzi. Co więcej, lubię od czasu do czasu wypić wino, o którym da
się powiedzieć niewiele więcej ponad to, że smakuje... jak wino. Taki winiarski
masochizm, staram się jednak uprawiać tylko raz w roku – przed Świętami Bożego
Narodzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz