poniedziałek, 21 maja 2012

Czerwone wino z Belgii


Hybryda, czy vitis vinifera

Domaine Vitocole du Chenoy, Butte aux lièvres, 2008, apelacja: Côtes de Sambre et Meuse AOC, szczepy: regent, rondo, region: Walonia, kraj: Belgia.
Opisanie kilka miesięcy temu wino z Flandrii (więcej tu) wzbudziło, przyznam dość nieoczekiwanie dla mnie, spory odzew. Okazało się, że nie brak nawet i takich, którzy chętnie widzieliby belgijskie wina na półkach sklepów winiarskich nad Wisłą. Nie pozostaje mi nic innego jak, w imię wszechobecnie panującego w Belgii flamandzko-walońskiego parytetu, opisać wino „frankofońskie”. Myślę także, że
Butte aux lièvres skłoni nas do refleksji nad zasadnością stosowania odmian hybrydowych w ekstremalnym dla winorośli klimacie. W końcu, temat jakże aktualny w Polsce. Czy lepiej co roku głęboko topić Marzannę na wiosnę i forsować uprawy merlot, pinot noir i zweigelta, czy może skupić się na odmianach hybrydowych, nie zważając na fakt, że na ich nazwach można sobie połamać język. Jak wielu praktyków winiarstwa potwierdza, hybryda w chłodnym klimacie zachowuje większą odporność na choroby i daje wina bardziej przewidywalne i esencjonalne. Philippe Grafé w pełni ten pogląd podziela i swoją 12 ha winnicę w okolicach Namur obsadził wyłącznie hybrydami. Z jakim skutkiem?;

Wygląd: ciemny, niemal atramentowy kolor. Etykieta po francusku, bien sûr;

Nos: czarne leśne owoce, błoto, kompost i kawa zbożowa. Im dłużej wino stało w kieliszku, tym bardziej robiło się owocowe, wyraźnie się przewietrzało. Każdemu winu warto dać trochę czasu w kieliszku, zanim zacznie się na nie narzekać. Nikt z nas nie chciałby przecież, żeby kazać mu rozwiązywać zadania matematyczne zaraz po przebudzeniu; 

Smak: minimalnie wyczuwalny resztkowy cukier dobrze się komponuje z dość dużą kwasowością. Dominował smak zimnej herbaty, czarnej porzeczki i jeżyn. Wszystko to dość zgrabnie okiełznane;

Cena: 7,90 EUR. Butte aux lièvres krągłością kształtów mogłoby konkurować z niejednym winem z południa. Każdy, kto nie wyłącza wiadomości zaraz po sporcie wie, że zrobić takie wino w Belgii to nie lada sztuka. Bez zaprzęgnięcia odmian hybrydowych wino miałoby pewnie kolor rosé i smak soku z cytryny. A tak, mamy całkiem rumianego grubaska, mimo że chował się bez słońca.

Wracając do pytania: hybryda, czy vitis vinifera? W Polsce winiarze też je sobie stawiają. I jak pokazują ich wina, różne znajdują odpowiedzi.

wtorek, 15 maja 2012

Wino naturalne

Wino niejedno ma imię


Château Listignac, Eyeswinechut, 2010, apelacja: vins de pay du Périgord, szczep: merlot, region: południowo-zachodnia Francja.
Wina naturalne nie doczekały się na razie jednoznacznej definicji. Pomimo to ruch naturalistów, choć niejednolity i podzielony, już teraz śmiało można nazwać rewolucyjnym. Z długiego manifestu naturalistów warto wspomnieć o kilku rzeczach, w obronie których każdy szanujący się przedstawiciel tego nurtu oddałby głowę: uprawa winorośli odbywa się bez udziału dobrodziejstw współczesnej chemii; powolna fermentacja oparta jest wyłącznie na naturalnych drożdżach obecnych na skórkach winogron, bez dodatku odmian specjalnie do celów fermentacji wyselekcjonowanych; ogranicza się lub całkowicie rezygnuje z dodawania do wina dwutlenku siarki; filtrację traktuje się jak zbędny makijaż i stosuje tylko w ostateczności. Ponadto naturaliści są wyznawcami terroir, niechętnie też zastępują tradycyjne odmiany nowymi i niewiele robią sobie z nobilitujących apelacji.

Wygląd: etykieta to odręcznie napisany zbiór notek degustacyjnych układających się w winiarski bełkot. Sama nazwa wina zdaje się zresztą niczym więcej, jak grą słów autorstwa jego twórcy-Mathias’a Marquet. Wino mętne (w ostatnim kieliszku zostało tyle osadu, że można by z powodzeniem w niego wbić zapałkę) o intensywnej rubinowej barwie. Na ściankach kieliszka widoczne były drobne bąbelki dwutlenku węgla;

Nos: pełny, intensywny. Pachniało śliwką, schodzoną nieco skórzaną kurtką, dżemem z leśnych owoców, mokrą gliną, denaturatem i od czasu do czasu, sokiem z kiszonej kapusty; 

Smak: wino przyjemnie bąbelkowało na języku. Dodanie zaledwie 4 mg/l dwutlenku siarki nie mogło całkowicie zapobiec wtórnej fermentacji. Eyeswinechut miało dużą kwasowość i trochę dziecięce taniny. Smakowało jak spalony na grillu karczek. Wyraźny był też smak wędzonej ryby. Trwało na podniebieniu w nieskończoność. Ostatecznie, po kilku minutach, zostawiało w ustach posmak leśnych owoców;

Cena: 10 EUR. Eyeswinechut ma w sobie duszę, klasę i szlachetne rysy. Moim zdaniem nie jest ani punkowe ani wiejskie, a przy tym tak dynamiczne, że ledwie można za nim nadążyć. 

Wróćmy na koniec do pytania, które w najbliższych latach pewnie coraz częściej będzie stawiane. Czy wina naturalne smakują lepiej niż te „chemiczne”? Jak zawsze w świecie wina, wszystko zależy od tego kto dokonuje oceny.
Więcej o winach naturalnych piszę w Magazynie Wino tu

poniedziałek, 7 maja 2012

Wino chenin blanc z Doliny Loary


Różnorodność znad Loary

Domaine des deux moulins, Expression du Chenin, 2006, apelacja: Anjou AOC, odmiana: chenin blanc, region: Dolina Loary, podregion: Anjou-Saumur, kraj: Francja.
Jakiś czas temu, przy okazji opisu kilku wrażeń jakie pozostawił po sobie Muscadet Sèvre et Maine od Pierre Brévin, nazwałem Dolinę Loary najbardziej zróżnicowanym regionem winiarskim Francji. Pewnie nie tylko ja mam takie odczucie, a już na pewno nie pierwszy o tym piszę. Dzisiaj więc zamiast prawić banały, do długiej listy produkowanych nad Loarą rodzajów win dodaję jeszcze jeden. Dość wspomnieć, że ma on liczną rzeszę fanów za wielką wodą, a i w Europie wiernych kibiców mu nie brakuje. Mowa o białych 13,5–14% mięśniakach dojrzewających kilkanaście miesięcy w nowych beczkach. Expression du Chenin uwięziono w dębie i wypuszczono dopiero po 14 miesiącach. Jaki był tego efekt?;
 
Wygląd: kolor znany z witryn sklepów jubilerskich lub westernów o gorączce złota. Wino było dość gęste, leniwie spływało po ściankach kieliszka;

Nos: pachniało wszystkim co może znaleźć się w kuchni, z wyjątkiem owoców. Był miód, proszek do pieczenia, wanilia, cynamon, goździki. Z kieliszka unosił się też zapach róż i kwiatów lipy. Dzięki tym ostatnim zrobiło się mocno wakacyjnie.

Smak: 13,5% alkohol choć bardzo chciał się ukryć, wychodziło mu to z podobnym skutkiem jak ukrywanie bicepsów przez kulturystę w upalny letni dzień. W smaku było dużo miodu, goździków i broniących honoru owoców-dojrzałych moreli. Miałem wrażenie jakby wino lekko chwiało się na nogach, chociaż im dłużej oddychało w karafce tym pewniej łapało pion. Dobrą robotę robiła wbijająca drobne szpilki w język solidna kwasowość;

Cena: 11 EUR. Ciekawa propozycja dla tych wszystkich, którzy nie szukają w białym winie świeżości i owocowości. Ze względu na spory ciężar, nazajutrz po degustacji, konieczny jest dzień wolny albo przynajmniej druga zmiana. Na koniec zupełnie poważnie: obowiązkowa pozycja dla wszystkich pszczelarzy i innych miłośników miodu.

Jeśli całą Dolinę Loary nazwać różnorodną, to jak określić chenin blanc, z którego produkuje się od win musujących, poprzez świeże owocowe, na starzonych w beczkach kończąc. Właściwie należałoby dodać do tej wyliczanki jeszcze wina deserowe, do których produkcji nad Loarą chenin blanc walnie się przyczynia. Słowem-uniwersalność godna rieslinga.