poniedziałek, 31 października 2011

Portugalskie wino z regionu Bairrada

Rywalizacja do 6 Euro

  1. Caves Primavera, Bairrada Reserva, 2005, szczepy: Baga, Tinta Roriz, Castelão, apelacja: Bairrada DOC, kraj: Portugalia;
    Etykieta tego wina niejedną butelkę wpędziłaby w kompleksy. Bairrada to zbierający pochlebne opinie region kojarzony z ciekawą czerwoną odmianą Baga. Reserva oznacza w Portugalii (inaczej niż ma to miejsce u sąsiadów ze wschodu gdzie jest określeniem minimalnego czasu jakie wino musi dojrzewać) że w winiarni dołożono dodatkowych starań przy produkcji. Wino musi być rocznikowe, mieć wyższą zawartość alkoholu oraz przejść bliżej nieokreślony, ale jednak, panel degustacyjny. O ile etykieta Primavera Bairrada robi wrażenie, to cena zadziwia - 4,5 Euro za butelkę. Do wczoraj myślałem, że nie jest możliwe kupienie, poza Portugalią, 6-letniej Bairrada Reserva za mniej niż 8-10 Euro. W związku z tym, dziś i w następnym wpisie, będzie o dwóch winach do 6 Euro. Dziś tania Portugalia, za tydzień Włochy. Kto lepszy, kto tańszy i czy tani znaczy zły?;
  2. Wygląd: jasny rubin, przypominający bardziej Pinot Noir z chłodnego rocznika, niż Baga, Tinta Roriz czy Castelão;
  3. Nos: ledwie wyczuwalny. Napowietrzam wino w karafce, zgodnie z zasadą, że dekantacja jeszcze żadnemu winu nie zaszkodziła, choć oczywiście nie każdemu jest w stanie pomóc. Po 15 minutach coś zaczyna się dziać. Do nosa dobiega zapach zakurzonego gumolitu, przejrzałych, a nawet rozdeptanych jeżyn oraz odrobina wiśni. Po dłuższym pobycie w kieliszku Primavera Bairrada zaczyna pachnieć czerwonymi kwiatami wąchanymi z odległości mniej więcej dwóch metrów;
  4. Smak: jest zdecydowanie zbyt kwaśno, biorąc pod uwagę, że taniny odeszły bezpowrotnie, a owoce też stoją w drzwiach gotowe do ewakuacji. Honoru starają się bronić czerwone kwiaty, które są nieco bardziej wyraziste niż w aromacie;
  5. Cena: 4,5 EUR. Gdyby to wino było choć odrobinę gorsze, można by je określić mianem pijalnego tylko w szczególnych okolicznościach. A tak, jest po prostu mocno przeciętne.

Oczywiście fakt, że wino kosztuje 4,5 EUR nie czyni go kiepskim. A że tak naprawdę jest, mam nadzieję, że udowodni już za tydzień wino z włoskiej Sardynii.

poniedziałek, 17 października 2011

Pedro Ximenez słodkie wino z Jerez

W poszukiwaniu najsłodszego wina na świecie


  1. Gonzalez Byass S.A., Nectar, bezrocznikowe, szczep: Pedro Ximenez, apelacja: Sherry Jerez Xerez DO, kraj: Hiszpania;
    Wzmacniane wina Jerez (czy Sherry jak wolą Anglosasi) kojarzą się przede wszystkim z wytrawnym Fino, którego magia polega na tym, że po jego wypiciu zaraz się głodnieje, niezależnie od tego ile się przed chwilą zjadło i jak wielkim jest się niejadkiem. Słowem, wymarzony aperitif i największy wróg zarazem wszystkich będących na diecie. Ale w andaluzyjskim mieście Jerez de la Frontera produkują również inny rodzaj Sherry, po którego wypiciu apetyt raczej maleje. Z suszonych na niemiłosiernie grzejącym tu słońcu gron białej odmiany Pedro Ximenez produkuje się prawdopodobnie najsłodsze wina świata (nawet do 400 gram cukru na litr). Dla porównania 6-putonowy Tokaj to „ledwie” 150 g/l;
  2. Wygląd: czarne (choć znający się lepiej na kolorach, a obecni przy degustacji optowali za mahoniowym) wino, którego kolor był tak niewiniarski, że aż umieściłem na zdjęciu kieliszek, żebyście też to mogli zobaczyć. PX miało kolor i konsystencję zużytego oleju silnikowego, albo jak ktoś woli mniej drastyczne porównania, słodkiego syropu na przeziębienie;
  3. Nos: to wino pachniało przede wszystkim wigilijnym kompotem z suszonych owoców. Ile domów, tyle różnych wigilijnych smaków i zapachów, więc pozwólcie mi doprecyzować jak pachniał wigilijny kompot u mnie w domu: suszone śliwki, figi, morele i rodzynki. Spoza wigilijnych zapachów odnalazłem odrobinę karmelu;
  4. Smak: to nie tylko najsłodsze wino, ale w ogóle najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek miałem w ustach. Nie było tu mowy o żadnej kwasowości, która podjęłaby chociaż próbę zbalansowania słodyczy. Eiswein przy PX to gorzka herbata. W smaku dużo suszonych owoców, a po lekkim ogrzaniu w kieliszku, sporo kawy i czekolady;
  5. Cena: 8 EUR. Dzięki jego nokautującej słodyczy towarzystwa Pedro Ximenez nie wytrzyma, moim zdaniem, nawet słony pleśniowy ser, który tak dobrze smakuje z Sauternes czy Eiswein. PX natomiast idealne uzupełniałoby popołudniowe ciasto czy puchar lodów.
Region Jerez w Andaluzji to miejsce wyjątkowe dla miłośników wina. Jeśli przeżywacie winiarski kryzys i myślicie że wszystkiego w życiu spróbowaliście, to polecam delikatne jak porcelana Fino, słone niczym morska bryza Manzanilla, orzechowe Amontillado, czy słodkie jak miód Pedro Ximenez. Z Jerez nuda nam nie grozi.

wtorek, 4 października 2011

Hiszpańskie Tempranillo z regionu Toro

Toro które w siłę rośnie

  1. Bodegas Marqués de Olivara, Tinta de Toro Reserva, 2004, szczep: Tempranillo (znany w Toro jako Tinta de Toro), apelacja: Toro DO, kraj: Hiszpania;
    Zanim o samym winie, krótko o najbardziej nadużywanym chyba na winiarskich etykietach słowie – reserva, które w większości przypadków nie znaczy nic, zdradzając jedynie wybujałe ambicje producenta. Nie dajmy się więc „nabijać w reservę”, zwłaszcza w tą z Nowego Świata. Nie znaczy to oczywiście, że nie ma krajów winiarskich, które podchodzą uczciwie do tego terminu i gdzie jego użycie znajduje odzwierciedlenie w precyzyjnych regulacjach prawnych. Do tej nielicznej grupy zalicza się właśnie Hiszpanie. Każda reserva z Półwyspu Iberyjskiego, zanim ujrzy sklepowe półki, dojrzewa co najmniej 3 lata. Minimum rok z tego okresu starzeje się w dębowych beczkach;
  2. Wygląd: purpurowe gęste wino zostawiało wyraźne strużki na ściankach kieliszka;
  3. Nos: dużo wiśni w czekoladzie, odrobina jeżyn, karmel, wanilia. Cała ta mieszanka jednoznacznie kojarzyła się z lodami w jednej z fastfoodowych sieci restauracji, czyli całkiem przyjemnie;
  4. Smak: słodki nos znajdował w pełni odzwierciedlenie w smaku. Nie jestem zwolennikiem nazywania wina smacznym, a już tym bardziej pysznym, ale to rzeczywiście pierwsze określenie które przychodziło do głowy po spróbowaniu Tinta de Toro z winnicy Marqués de Olivara. Całą winiarską sielankę psuł przerośnięty, monstrualny alkohol, który w winach można określać niemal jak temperaturę w zimie, dzieląc ją na odczuwalną i rzeczywistą. W Tempranillo z Toro rzeczywisty alkohol, jak informowała etykieta, był na poziomie 14,5%, do odczuwalnego dodałbym kolejne 1,5-2%; Wracając do pogody to jakieś -5°C przy wietrze 30 km/h. Kto to wytrzyma?;
  5. Cena: 12 EUR. Było słodko i przyjemnie do czasu kiedy wino okazało się alkoholową bombą. Bez towarzystwa czerwonego mięsa Toro lekko męczyło.

    Jeszcze 20 lat temu, apelacja Toro niewiele mówiła miłośnikom wina, nawet w rodzimej Hiszpanii. Co prawda warunki do robienia dobrego wina były tam zawsze, ale nie bardzo umiano to wykorzystać. W ostatnim dziesięcioleciu Toro z nawiązką jednak nadrabia stracony czas, pnąc się systematycznie w górę w winiarskiej hierarchii.
    Wiem, że za chwilę narażę się licznym miłośnikom starzonego w beczkach hiszpańskiego Tempranillo, ale mnie w większości tych win brakuje trochę zadziorności, jakiegoś smrodku, jakieś rysy na ich czekoladowo karmelowo waniliowym obliczu. Jednocześnie zdaję sobie jednak sprawę, że ich gruby beczkowy makijaż, czyni je dla wielu bardzo atrakcyjnym.