czwartek, 30 czerwca 2011

Limnio w Półwyspu Chalkidiki

Dwa oblicza odmiany Limnio

  1. Domaine Porto Carras, Limnio, 2008, region: Chalkidiki, szczep: Limnio, apelacja: Appelation d’Origine Plagies Melitona de Qualité Supérieure, kraj: Grecja
    Porto Carras to ogromna hotelowo-winiarska inwestycja Yiannisa Carrasa, który pod koniec lat 60-ch ubiegłego wieku zaczął budować swoje imperium na Półwyspie Sithonia, na Chalkidiki. Po ponad 40 latach od pierwszych zbiorów, winnica dysponuje ogromną, nie tylko jak na warunki greckie, powierzchnią 475 ha. Uprawia są tu zarówno autochtoniczne odmiany, takie jak czerwone Limnio, czy biała Malagouzia, jak i francuską klasykę z Cabernet Sauvignon na czele. Wiedziony ciekawością czy jest możliwe, produkując około 2,5 miliona butelek rocznie wciąż dokładać przy tym należytej staranności, zdecydowałem się na prawie niespotykaną poza północą Grecji odmianę Limnio, właśnie z Porto Carras.  Zresztą nie ukrywam, że zaimponowała mi również pomysłowość specjalistów od marketingu z Domaine Porto Carras, którzy nie zawahali się wciągnąć do promocji swojego wina... Arystotelesa. Podobno odmiana Limnio była jego ulubioną, o czym miał kilkakrotnie wspominać. Niestety nie może zaprotestować, jako że jak powszechnie wiadomo, dokonał żywota jakieś 2300 lat przed wyprodukowaniem pierwszej butelki Limnio w Porto Carras;
  2. Kolor: dość ciemny rubinowy lub jak kto woli chilijski pinot noirowy;
  3. Nos: sporo wiśni, znacznie mniej jeżyn i naprawdę solida porcja ostrych przypraw z wyraźnie (ale nie nachalnie) wyczuwalną beczką. Jak już jesteśmy przy rzadkiej umiejętności zręcznego władania beczką to pozwólcie mi wyrazić swoją opinię, że Grecy opanowali tę trudną sztukę niemal perfekcyjnie. W większości win, które miałem okazję próbować, beczka subtelnie podkreślała smak, prawie nigdy go nie dominując. Oczywiście dla zwolenników szkoły, że beczki powinno być tyle, żeby nie było jej czuć, nawet taka ilość okaże się zbyt duża. W każdym razie mnie grecka szkoła beczkowania bardzo odpowiada;
  4. Smak: wiśnie, sporo pieprzu i trochę beczki. Ponad przeciętna kwasowość potęgowała odczucie świeżości. Bardzo niewielkie taniny odejmowały jednak winu, trochę brakującego tu ciężaru. Ciekawe gorzko-tytoniowe, choć nie przesadnie długie, zakończenie. Zagadką był 14% alkohol, o którym gdybym nie przeczytał na butelce, nigdy bym nie w niego nie uwierzył;
  5. Cena: 7,45 EUR. Dość przyjemne wino od greckiego olbrzyma z Arystotelesem w tle. Nie w pełni oddaje jednak możliwości odmiany Limnio, która może dawać również zdecydowanie cięższe wina.
Kto chce się przekonać i jest gotowy na konfrontację z wagą ciężką, niech spróbuje chociażby wino Avaton z położonej 25 km na południe od Thessalonik Domaine Gerovassiliou. Tylko ostrzegam przed beczką. Przynajmniej w Avaton 2005, w którym było jej tyle, jakby wino co najmniej połowę ze swoich 6 lat życia spędziło w nowiutkiej amerykańskiej barrique. Czemu akurat nowej, amerykańskiej i tylko 225 litrowej? Na to jak bardzo wino absorbuje „drewniane” aromaty i smaki mają wpływ: wiek beczki (im jest młodsza tym szczodrzej dzieli się nimi z winem), jej rozmiar (im mniejsza tym również bardziej odbija na nim swoje piętno) i wreszcie jej pochodzenie (powszechnie przyjęło się, że amerykański dąb jest bardziej aromatyczny od swoich europejskich odpowiedników). Po kilkugodzinnej jednak dekantacji Avaton się trochę odbeczkował i pokazał naprawdę spory potencjał. No cóż, wygląda na to, że moja przedstawiona na początku wpisu teoria o zręcznym władaniu przez Greków beczką nie dotrwała nawet do jego końca. I znowu, jak to często bywa w świecie wina, pozostaje odwołać się do wyjątku potwierdzającego regułę.


środa, 22 czerwca 2011

Greckie różowe wino z odmiany Xinomavro z regionu Goumenissa

Różowe wcielenie Xinomavro

  1. Aidarini Winery, Rosé, 2010, region: Goumenissa, szczep: Xinomavro, apelacja: I.G.P. Kilkis, kraj: Grecja
    Goumenissa obok pobliskiej Naoussa stanowi najbardziej rozpoznawalny punkt na winiarskiej mapie greckiej Macedonii. Obok wszechobecnego na północy Xinomavro uprawia się tu także odmianę Negoska. W wielu winnicach, zwłaszcza tych starszych,  nasadzenia wzajemnie się mieszają, a winiarze nie zawsze mają pewność gdzie zaczyna się Negoska, a kończy Xinomavro. Prawie jak w portugalskim Douro, tyle że tam mozaika szczepów jest znacznie bardziej skomplikowana. Appelation d’Origine Goumenissa de Qualité Supérieure pozwala na dodawanie do Xinomavro nawet do 40% odmiany Negoska. Dodatkowo wino obowiązkowo musi co najmniej rok dojrzewać w dębowych beczkach. Rosé oczywiście nikt na roczny pobyt w beczce nie skazał, stąd niższa, regionalna apelacja dla rosé z winnicy Christosa Aidarinisa;
  2. Kolor: barwą przypominało bardziej rosé z hiszpańskiej Nawarry, niż Kaliforni. Bardziej jasny rubin niż róż. Na uwagę zasługiwał wysoki, jak na rosé, 13,5% alkohol, który mógł zapowiadać trochę dodatkowych kilogramów w Aidarini Rosé;
  3. Nos: lodowy. To wino pachniało gałkami lodów o smaku czereśni, malin i truskawek. Dodatkowo znalazła się jeszcze czwarta – waniliowa;
  4. Smak: schłodzone czerwone owoce. Wino utrzymywało dobrą, dodającą dodatkowej energii, kwasowość. Aidarini Rosé było zdecydowanie bardziej owocowe niż landrynkowe. Poza tym miało coś co wyjątkowo cenię w każdym rosé, które w pogoni za świeżością, nie może przecież całkowicie zatracać swojego czerwono winogronowego pochodzenia. A mianowicie, na finiszu muskało lekko taninami. Wreszcie na sam koniec, wyczuwalna była jeszcze delikatna goryczka. Wszystko to razem z będącymi tu w dobrej dyspozycji owocami powodowało, że Aidarini Rosé nie szybko znikało z podniebienia.
  5. Cena: 8 EUR. To jedno z lepszych rosé jakie miałem okazję pić. Zachowujące lodową wręcz świeżość, mocno owocowe, z wyczuwalnym jednocześnie lekkim taninowym uściskiem. Wszechstronne jak uczeń, który miał piątki i z polskiego i z matematyki, a dodatkowo jeszcze wszyscy w klasie go lubili.
Zupełnie nie rozumiem czemu tak powszechnie przyjęło się, że rosé to wino na lato. Przecież lodów nie je się tylko latem, a i na spacer wychodzi czasem zimą. Jestem zdecydowanie zwolennikiem teorii, że wszystkie wina są całoroczne, a jak komuś na to tryb życia pozwala, to nawet całodobowe.

piątek, 17 czerwca 2011

Negoska-greckie wino z Naoussa

Negoska – pomocnik Xinomavro w greckiej Macedonii

W tym i kilku następnych postach przyjrzę się różnym winiarskim wcieleniom kraju mającego niewątpliwie długie tradycje winiarskie, którego wina jednak niezbyt często goszczą na polskich sklepowych półkach. A jeśli już się tam pojawią, to często robią antyreklamę greckim winom, udowadniając że wino można wyprodukować, przewieść na drugi koniec kontynentu (dbając po drodze o dochody importera i dystrybutora) za mniej niż 5 Euro za butelkę. Oczywiście tani sektor każdemu krajowi eksportującemu wina jest potrzebny, ale jeśli trudno znaleźć coś wykraczające poza niego, przynosi to więcej szkody niż pożytku. To tak jak gdyby Niemcy eksportowali wyłącznie Liebfrauenmilch. A jeśli już uda nam się znaleźć greckie wino na sklepowej półce to pewnie będzie to czerwone Agiorgitiko z Peloponezu albo ostre jak brzytwa, o potężnej kwasowości, mineralne Assyrtiko z wyspy Santorini. Trochę przekornie - Santorini będzie, ale w zgoła odmiennym wcieleniu, a zamiast win z Peloponezu zagoszczą wina z greckiej Macedonii.

  1. Domaine Dalamara, Negoska, 2008, region: Naoussa, apelacja: I.G.P. Imathia, szczep: 100% Negoska, kraj: Grecja
    Negoska pełni co najwyżej rolę pomocnika dla wszechobecnego na północy Grecji Xinomavro, a w rodzinnej, produkującej niewiele ponad 20 000 butelek rocznie, winnicy Dalamara w Naoussa jest  raczej kaprysem Yiannisa, Kateriny i Kostisa Dalamaras. Stąd nie może dziwić zaledwie regionalna apelacja (I.G.P. to mniej więcej odpowiednik Vin de Pay we Francji). Region Naoussa posiada najwyższą w greckiej hierarchi apelację Appelation d’Origine de Qualité Supérieure (OПAП) wyłącznie na nieznoszące w tym regionie konkurencji wina z odmiany Xinomavro;
  2. Kolor: ciemny jak noc w pewnym miesiącu pod koniec roku;
  3. Nos: wyraźny zapach mokrego tytoniu w subtelnym towarzystwie kontynentalnej (bardziej ostrej niż waniliowej) beczki. Wino zachłannie łapało powietrze w kieliszku coraz bardziej ujawniając owocowe aromaty. Dominowała wiśnia z truskawką. Co jakiś czas do tego towarzystwa dołączała śliwka, żeby zniknąć znów na dłuższą chwilę. Winu wyraźnie brakowało powietrza. Im dłużej dekantowałem tym bardziej się owocowo otwierało, chociaż trzeba przyznać, że owocową bombą nie zostało nawet po kilku godzinach napowietrzania. Wciąż więcej w aromacie było mokrych liści i ostrych przypraw, niż świeżych owoców. Ale nie ma się co dziwić. W końcu gdzie szukać klasyki jak nie w Grecji!;
  4. Smak: potężne taniny, którym wyraźnie nie mogła dotrzymać kroku kwasowość. Nie dziwi fakt, że w położonym nieco bardziej na północny wschód regionie Goumenissa, Negoska niemal zawsze występuje w towarzystwie słynącego z dużej kwasowości Xinomavro. Owoce też jakby dały się zagłuszyć, ale tym przynajmniej zawsze można pomóc napowietrzając wino. Akurat w tym przypadku pomoc przyjmowały wyjątkowo wdzięcznie i rosły (głównie wiśnie) w siłę z godziny na godzinę. Negoska chwytała za gardło taninowym uściskiem nie tracąc jednocześnie, w sobie tylko znany magiczny sposób, przyjemnej miękkości. Trochę tak jakby ktoś walił po głowie i głaskał jednocześnie, ale robił to z takim wdziękiem, że w pamięci pozostawało tylko to drugie;
  5. Cena: 20 EUR. Negoska to winiarski eksperyment (co nie pozostaje bez wpływu na dość wysoką cenę) i właśnie tak na to wino należy patrzeć. Nie trzeba tęgich głów, żeby wpaść na pomysł, że mocno owocowe i kwasowe Xinomavro stworzyłoby z Negoską dobry duet. W Dalamara chcieli jednak, żeby ten stojący na uboczu szczep pokazał na co go stać. Wypuścili go na głębokie wody bez towarzystwa bardziej doświadczonego i lepiej pływającego kompana. Moim zdaniem Negoska się nie utopiła!