sobota, 30 kwietnia 2011

Wina z Bordeaux: Saint Julien vs Saint-Émilion

Lewy kontra prawy brzeg Dardogne

  1. Château Figeac, La Grange Neuve de Figeac (druga etykieta Château Figeac) 2003, apelacja: Saint-Émilion Grand Cru AOC, szczepy: Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc, Merlot (to bodaj jedyne château na prawym brzegu rzeki Dardogne, w którego winach nie dominuje odmiana Merlot), region: Bordeaux, kraj: Francja
    Château Branaire-Ducru, Duluc (także druga etykieta) 2002, apelacja: Saint Julien AOC, szczepy: Cabernet Sauvignon, Merlot, Cabernet Franc, Petit Verdot (tu jest już kanonicznie, lewy brzeg Dardogne – przewaga Cabernet Sauvignon), region: Bordeaux, kraj: Francja
    Określenie „druga etykieta” odnosi się do win, nie będących okrętem flagowym danego château. Czyli taka ławka rezerwowych, tyle że wciąż w bardzo silnej drużynie;         
  2. Kolor: La Grange lekko już ceglane. Duluc, chociaż o rok starsze, zachowało ciemniejszą barwę. Przy dekantacji wina więcej osadu pozostało na ściankach butelki Duluc.
  3. Nos: La Grange, jak na 8 letnie wino przed dekantacją, pachniało bardzo intensywnie (aronia, pieprz, tytoń i trochę jeżyn). Po 2 godzinach spędzonych w karafce nos stał się jeszcze bardziej owocowy.
    Duluc zaraz po otwarciu pachniało grzybami i smażonym boczkiem. Owoców nie było nawet w tle. Po 2 godzinach dekantacji pojawiły się jeżyny, trochę jagód i całkiem sporo pieprzu. Jednak nawet wtedy, nos był dużo mniej intensywny niż w La Grange;
  4. Smak: La Grange zgubiło w smaku tak obecną w aromacie owocowość. Ostatnie taniny także odeszły jakieś 2 lata temu. Wyraźnie wyczuwalny był za to smak mokrego tytoniu, herbaty i pieprzu. Wino miało bardzo długi gorzki finisz.
    Duluc dużo bardziej taninowe, o mniejszej, choć nieznacznie, kwasowości. Mocno jeżynowe z domieszką pieprzu;
  5. Cena: La Grange 34 EUR, Duluc 27 EUR. Winem bardziej złożonym niewątpliwie jest La Grange, mimo iż odniosłem wrażenie, że apogeum świetności miało 1-2 lata temu. Szczególnie interesujący fakt istnienia wielu nieowocowych elementów, zwłaszcza w smaku, co nie jest w dzisiejszych czasach ani częste, ani nazbyt doceniane. Na uwagę zasługuje też świetny, żywy, nie tylko jak na 8-letnie wino, nos. Dla Duluc czas był nieco bardziej łaskawy. Myślę, że wino po kolejnych 3 latach niewiele, jeśli w ogóle, się zmieni. Ponadto w Château Branaire-Ducru zadbano o wszystkich grzybiarzy, tęskniących w długie zimowe wieczory za zapachem mokrych grzybów. Po otwarciu Duluc ich nostalgia chociaż częściowo zostanie ukojona. Rozczarowujący lekko jest za to sam smak, który powinien zaoferować coś więcej niż kilo jeżyn i pół kilo pieprzu. Chociaż mając na karku 9 lat, nie jest już tak łatwo zaskakiwać. 
Otwierając butelkę klasyfikowanego château z Bordeaux jednego możemy być pewni. Będzie ciekawie. Poczynając od sprawdzenia notowań posiadłości w miejscowych klasyfikacjach, klasy wina wewnątrz danego château, prestiżu rocznika, kończąc na degustacji często niełatwych, wymagających długiego leżakowania i obowiązkowo dekantacji przed wypiciem win. Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą, że kupując butelkę Bordeaux płacimy, w dużej mierze, właśnie za te „okołowinne” elementy. Niezupełnie z tym się zgadzam. Przy otwarciu butelki Bordeaux coś jest w powietrzu. I nie jest to tylko aromat wina.

Na zakończenie szczypta nudnej, choć przy Bordeaux przydatnej teorii:
Château Figeac w klasyfikacji obowiązującej w apelacji Saint-Émilion należy do Premiers grands crus classés B (jedno z 15 najlepszych château w apelacji). Wino La Grange Neuve de Figeac jest drugą etykietą tego producenta. Robert Parker uważa rocznik 2003 w Saint-Émilion za wyjątkowo dobry.
Château Branaire-Ducru we wciąż obowiązującej klasyfikacji posiadłości w Médoc z 1855 roku należy do czwartej (skala od jednego do pięciu) grupy. Duluc jest także drugą etykietą. Rocznik 2002 w Saint Julien jest uważany przez Parkera za dobry.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Czerwone wino z Langwedocji

Langwedockie eksperymenty na odmianie Carignan

  1. Château Vieux Parc, La Sélection 2007, apelacja: Corbieres AC, szczepy: Syrah 40%, Carignan 40%, Mourvédre 10%, Grenache 10%, region: Languedoc, kraj: Francja.
    Grona Carignan w procesie winifikacji zostały poddane procesowi maceracji węglowej (carbonic maceration). Oznacza to, że na wstępnym etapie produkcji wina, cukier obecny w owocach został przekształcony w alkohol, nie w wyniku działania drożdży, a dzięki enzymom obecnym w samych gronach. Osiągnięto to poprzez nierozgniatanie owoców oraz niedodawanie drożdży do kadzi fermentacyjnej. Dopiero po tak przeprowadzonej fermentacji, owoce zostały zgniecione i wino, a ściślej mówiąc moszcz, przeszedł klasyczną fermentację z udziałem drożdży. Zastosowanie maceracji węglowej, z jednej strony pozwala zachować winu bardziej owocowy charakter oraz bardziej intensywny kolor, z drugiej jednak strony skutecznie je „odtaninowuje”. Metoda szczególnie chętnie jest stosowana w Beaujolais na królującej tam odmianie Gamay. Nowatorscy winiarze z Langwedocji coraz częściej poddają maceracji znaną ze swojej dużej kwasowości i taninowości odmianę Carignan, chcąc ją w ten sposób uczynić bardziej owocową i mniej ostrą;
  2. Kolor: intensywny granatowy, w kieliszku jest naprawdę czarno. Wino spływało po ściankach tworząc widoczne grube zacieki. Sprawcą takiego widoku był zapewne wysoki, ponad 14% alkohol;
  3. Nos: na początku trochę zbity. Czułem, że jest owocowo, ale owoce tak się zasiedziały w butelce, że trzeba było im dać trochę czasu, żeby się z niej wygramoliły. Za to jak już wyszły, to wszystkie na raz i jakieś takie mocno przetworzone. Wino pachniało konfiturami - z jeżyn, śliwek i wiśni;
  4. Smak: owocowo, słodko-kwaśno, bez tanin i z kowbojskim nieco alkoholem. Wydawało mi się, że w winie jest nieprzefermentowany cukier, chociaż to akurat mogło być złudzenie, biorąc pod uwagę jednoznacznie konfiturowy jego charakter. Wszystkie wyczuwalne owoce (przejrzałe jeżyny, śliwki, wiśnie, a nawet odrobina truskawek) sprawiały wrażenie rozgniecionych na miazgę i solidnie posłodzonych;
  5. Cena: 16,95 EUR. Wygląda na to, że i tym razem poeksperymentowano we „Francuskim Nowym Świecie” jak nazywa się Południową Francję. Wino z każdym następnym kieliszkiem nabierało jeszcze słodszego charakteru, żeby wreszcie po około trzech, zrobić się lekko mdłym. Ale jeśli ktoś jest w stanie zjeść dziesięć lukrowanych pączków na raz, Château Vieux Parc, La Sélection 2007 będzie dla niego akurat.
Na zakończenie dodam już zupełnie poważnie i k woli sprawiedliwości, że wino  zrobione jest niewątpliwie pomysłowo i na pewno warte spróbowania. A tych, którzy po tym co napisałem, nie bardzo mi już w tej kwestii wierzą, śpieszę poinformować, że w 2009 roku Château Vieux Parc, La Sélection 2007 zostało nagrodzone złotym medalem magazynu Decanter - World Wine Awards.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Bułgarski Gewurztraminer z Tracji

Bułgarsko-włoska współpraca winiarska

  1. Edoardo Miroglio EOOD, Sant’ Ilia Gewurztraminer, 2009, region: Nizina Tracka, szczep: Gewurztraminer, kraj: Bułgaria;
    Włoch Edoardo Miroglio zainwestował w winnice leżące w okolicach wsi Elenovo ponad 22 milionów Euro. Przynajmniej tak mówi. Zawsze kiedy słyszę o podobnych inwestycjach, żałuję trochę, że nie znalazł się żaden autochton, który zdecydowałby się na podobny krok, dzięki czemu wino z Elenova pozostałoby jakby „bardziej bułgarskie”. Zresztą zagraniczne inwestycje nie dotyczą tylko Bułgarii. Nie jestem oczywiście winiarskim nacjonalistą, a jedynie, jak bym to określił, zapalonym kibicem środkowoeuropejskiego winiarstwa.
  2. Wygląd: jasna cytryna z delikatnym zielonkawym refleksem. Na ściankach kieliszka widoczne drobne bąbelki potwierdzające fakt, że drożdże rozprawiały się z cukrem nawet po zakorkowaniu butelki (wtórna fermentacja). Robotę wykonały niezmiernie starannie, bo w winie, jak miałem się po chwili przekonać, zupełnie brak nieprzefermentowanego cukru;
  3. Nos: średnio intensywny, cytrynowy. Kiedy już chciałem okrzyknąć Bułgarów wynalazcami cytrynowego Gewurztraminera, wino wyraźnie zaczęło nabierać, tak charakterystycznych dla odmiany, aromatów liczi i kwiatów. Po 5 minutach z „wynalazku” zostało już niewiele. I kiedy wydawało się, że nos już niczym nie zaskoczy, przebił się wyraźny zapach dojrzałych gruszek;
  4. Smak: tłuste, oleiste w ustach. Liczi, papaja i sporo kwiatów. Smak zostaje w ustach na długie minuty;
  5. Cena: 9 EUR. Za największą zaletę Sant’ Ilia uważam dynamiczny, zmieniający się nos. Było ciekawie, a momentami nawet zaskakująco, o co przy Gewurztraminerze wcale nie jest łatwo. W smaku już bez takich fajerwerków, ale obyło się też bez jakichkolwiek przykrości. Bułgarski Gewurztraminer, choć pewnie niewybitny, jest co najmniej solidny.
Jeśli komuś wciąż Bułgaria kojarzy się  wyłącznie z Sophią, to czas najwyższy to zmienić. Bułgarzy produkują wiele ciekawych win, we wciąż niezłych, choć coraz wyższych niestety, cenach. Do najciekawszych, moim zdaniem, należą potężne taninowo-alkoholowe wina, robione z takich odmian jak Mavrud, Melnik, Cabernet Sauvignon, czy niewiele lżej tu traktowany - Merlot.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Czerwone wino z Libanu

Libańska mieszanka niewybuchowa

  1. Chateau Kefraya, Les Bretèches, 2007, region: Bekaa Valley, szczepy: Cinsault, Syrah, Cabernet Sauvignon, Tempranillo, Carignan, Grenache, Mourvèdre, kraj: Liban;
    Jak widać libańskie przepisy nie ograniczają zbytnio winiarzy pod względem dopuszczalnej ilości szczepów stosowanych przy produkcji wina. Ci natomiast fakt ten skrzętnie wykorzystują. Wina jedno-czy nawet dwuszczepowe, należą do rzadkości.
  2. Kolor: głęboka purpura, co nie dziwi, wszak z powyższej  listy właściwie tylko wina robione z Grenache mają w zwyczaju błysnąć do nas czasem jaśniejszym odcieniem;
  3. Nos: dość intensywny. Mieszanka ciemnych, leśnych owoców. Przypomina mi trochę jogurt o smaku owoców leśnych, w którym owoców jest tak dużo i  są tak wymieszane, że aż trudno je jakoś systematycznie uporządkować. Mimo wszystko spróbuję. Na pewno jeżyny, wiśnie i trochę kręcącego w nosie pieprzu. Kiedy wino chwilę ustoi się w kieliszku, w pierwszym kontakcie wyraźnie żurawinowe;
  4. Smak: Mocne taniny skutecznie wysuszają podniebienie, jednocześnie rozkładając owoce niemalże na łopatki. O ile kwasowość próbuje się jeszcze z rzadka odgryźć, to owocowość zupełnie skapitulowała. Nie mogę patrzyć jak słabszy obrywa i postanawiam się włączyć do tej nierównej walki. Przelewam wino do karafki mając nadzieję, że owoce, tak obecne przecież w aromacie, złapią drugi oddech. Przy dekantacji na ściankach butelki pozostaje trochę osadu, ale szczerze mówiąc sporo mniej niż się spodziewałem. Po półtorej godziny wino prawie w ogóle się nie „odowocowało”. Les Bretèches nie daje sobie pomóc! Pojawiło się jedynie trochę jeżyn i dość nieoczekiwanie sporo mokrego tytoniu;
  5. Cena: 14,75 EUR. Jeżeli, ktoś myślał, że nie jest możliwe zrobienie wina niemal zupełnie nieowocowego w swoim stylu i to w dodatku używając do tego 7 rodzajów szczepów, to Les Bretèches 2007 udowodnił, że nie miał racji. A przecież to dopiero trzecia etykieta producenta i miało być trochę lżej i bardziej owocowo. Dla tych jednak, którzy lubią konfrontować się z wymagającymi taninami i nie chcą żeby przeszkadzały im w tym owoce, świetny sparing partner.

    Libańczycy, żeby oszukać trochę nadmiar zwrotnikowe słońca, uprawiają winorośl wysoko w górach, nawet na wysokości powyżej 1000 m n.p.m. Na szczęście nie tylko z tego powodu można mówić, że ich wina osiągnęły wysoki poziom. Większość mentorów libańskiego winiarstwa czerpało solidne wzorce od swoich francuskich kolegów. Zresztą również uprawiane szczepy kojarzą się jakoś wyjątkowo mocno z Francją, a dokładniej jej południową częścią (Langwedocją-Roussillon i Prowansją). Ponadto, znaczny udział produkcji stanowią starannie dobierane wina na eksport, co w połączeniu z niezawodnym na tych szerokościach słońcem, zdaje się być gwarantem jakości libańskich win.