poniedziałek, 27 grudnia 2010

Czerwone wino z Wirtembergii

Niemiecka precyzja

  1. Weingut Schnaitmann, Simonroth Cuvée D, 2008, region: Württemberg, szczepy: 60% Cabernet Dorio (krzyżówka szczepów Dornfelder i Cabernet Sauvignon), 10% Cabernet Dorsa (również Dornfelder i Cabernet Sauvignon), 10% Cabernet Cubin (Blaufränkisch i Cabernet Sauvignon), 15% Lemberger (Blaufränkisch), 5% Cabernet Franc, Niemcy. Jeśli o trzech pierwszych szczepach nigdy wcześniej nie słyszeliście nie znaczy to wcale, że nie znacie się na winach. Są one mało znanym efektem wytężonej pracy niemieckich enologów, krzyżujących Cabernet Sauvignon z czym tylko się da. Niemieckie zacięcie naukowe daje wyraz nawet w produkowanych tam winach;                        
  2. Kolor: ciemna głęboka purpura (nic dziwnego, skoro pracują na to różnej maści odmiany Cabernet i Blaufränkisch, które znane są z faktu szczodrego oddawania koloru produkowanym z ich użyciem winom);
  3. Nos: to wino kameleon. Bardzo ciekawie ewoluowało w kieliszku. Przez około 30 minut zmieniało się kilkakrotnie. Przy pierwszym kontakcie wyczuwalne przede wszystkim jeżyny oraz intrygujący zapach surowego czerwonego mięsa. Po około 10 minutach wyraźnie doszły do głosu ostre przyprawy. Trochę się w między czasie zagadałem, więc następny raz zanurzyłem nos w kieliszku po upływie kolejnych kilku minut. Doszedł do mnie intensywny zapach słodkich czerwonych truskawek. Te nieoczekiwane wolty zapachowe w Simonroth z jednej strony bardzo intrygujące, z drugiej sprawiają, że wino robi się trochę „laboratoryjne” – jakby zbyt precyzyjnie zrobione, bez elementu szaleństwa i lekkiego chaosu. Odniosłem wrażenie, że aromaty nie krzyżowały się w sposób naturalny, a ujawniały w z góry przewidzianej kolejności i czasie. No cóż, niemiecka precyzja;
  4. Smak: dobra szkieletowa kwasowość z lekko rozczarowującymi taninami jak na szczepy, których nazwy zaczynają się od słowa Cabernet. W smaku czarne owoce oraz pieprz z majaczącą w tle beczką (11 miesięcy, przy czym aż 90% w nowej beczce musiało zrobić swoje). Na finiszu wyraźnie wyczuwalny tytoń;
  5. Cena: 17 Euro za butelkę. Moim zdaniem wino bardzo dobrze zrobione. Może trochę brakuje mu ciała ale pamiętajmy, że to Wirtembergia, a nie Półwysep Iberyjski. Jak na czerwone niemieckie wino to i tak waga ciężka. Poza tym zmieniający się nieustannie nos był naprawdę intrygujący. Szkoda, że nie starczyło mi cierpliwości, żeby poczekać jeszcze kilkanaście minut. Ciekawe jaki aromat byłby następny;
Dzisiejsza degustacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że wino często oddaje ducha narodu. „Laboratoryjny” Simonroth jest tego doskonałym przykładem. Odnoszę wrażenie, że został wyprodukowany z chirurgiczną niemal precyzją przez naukowców w białych fartuchach i ochronnych okularach, pochylających się z zatroskaniem nad kadzią fermentacyjną. Co więcej, eksperyment zakończył się pełnym sukcesem.
Co do wyjątkowej zmienności Simonroth, to zawsze warto dać czas winu w kieliszku.
Wszak picie wina to proces wymagający czasu, a nie jednorazowe zdarzenie.

sobota, 18 grudnia 2010

Słodkie wino z włoskiego Molise

Słodycz z zapomnianego regionu Molise

  1. Di Majo Norante, Apianae, 2007, apelacja: Moscato del Molise DOC, szczep: Moscato, Włochy;
  2. Kolor: to wino ma kolor... pomarańczowy! Może nie jest to jakiś bardzo głęboki odcień, ale zawsze. Taka jasna, nie do końca dojrzała pomarańcza. Przyznacie sami, nawet w winach słodkich taki kolor to prawdziwy rarytas. Apianae leniwie spływa po ściankach kieliszka. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę 14,5% alkoholu i ponad 90 gramów cukru na litr. Pod względem ilości nieprzefermentowanego cukru to taki 4-putonowy Tokaji. Czyli słodki ale nie fabryka cukierków;
  3. Nos: przede wszystkim olejek różany i suszona morela. Oprócz tego kandyzowana skórka pomarańczowa, kwiaty, słodkie przyprawy i coś bardzo ciekawego na finiszu, jakby szałwia, która wspaniale podkreśla i „spina” wcześniejsze aromaty. W morzu słodyczy każdy ostrzejszy element jest zawsze dla mnie wartością dodaną;
  4. Smak: atak różany ustępujący miejsca suszonym morelom. Na finiszu dochodzą nieśmiało do głosu słodkie, a nawet ostre przyprawy. Kwasowość, która nie bez trudu ale jednak, balansuje słodycz. Jak dla mnie to jedyne pół minusa tego wina. Mogłoby mieć nieznacznie kwaśniejszy finisz;
  5. Cena: 20 Euro za butelkę 0,75 litra (podkreślam ten fakt, jako że dużo win słodkich sprzedawane jest w mniejszych butelkach). To jedno z najciekawszych słodkich win jakie miałem okazję próbować od dawna. Zadziwia już w kieliszku swoim pomarańczowym kolorem, żeby następnie zupełnie zaskoczyć aromatem szałwii. Moim zdaniem czołówka w swoim gatunku;

Przyznam się szczerze, że nic nie sprawia mi takiej satysfakcji jak dobrze dobrać wino do deseru. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej zapamiętujemy to co nas spotyka na początku i na końcu. Jeśli nawet mogliśmy lepiej sparować wino z przystawką czy daniem głównym, to i tak wszyscy (znajomi) będą nas chwalić, jeśli uda nam się dokonać dobrego wyboru do deseru. Nie lekceważmy więc tego ostatniego ale jakże ważnego akordu.
A tym wszystkim, którzy jak twierdzą kochają wino ale tylko wytrawne odpowiem, że to trochę tak jakby lubić jazdę samochodem nie lubiąc jednocześnie wrzucać trzeciego biegu. Słodkie wina są elementem picia wina, tak jak jazda na trójce jest częścią podróży samochodowej.  Przynajmniej ja tak to widzę.
Na koniec dwa słowa o Molise. Podobno nawet niektórzy Włosi nie wiedzą gdzie ten region właściwie leży (w rzeczywistości wciśnięty gdzieś pomiędzy Abruzję i Apulię). Jeżeli będą tam jednak robić takie wina, usłyszą o regionie nie tylko niedouczeni rodacy ale i miłośnicy wina na całym świecie.

sobota, 11 grudnia 2010

Wino musujące z Turcji

Los bąbelków nieznany – głównym podejrzanym korek

  1. Kavaklidere, Altun Köpük Brut, wino musujące bezrocznikowe, apelacja: Kapadokya-Gülşehir, szczep: Emir, Turcja, Kapadocja;
  2. Kolor: przy winach musujących najważniejsze w odbiorze wizualnym są dla mnie bąbelki: czy jest ich dużo czy mało, jakiej są wielkości, jak bardzo są ruchliwe, czy trzymają się ścianek kieliszka czy wędrują sobie swobodnie w cieczy, wreszcie jak szybko po nalaniu do kieliszka znikają? Jeśli nie będziemy zwracać na te wszystkie „bąbelkowe” cechy naszej uwagi to zaprzeczamy trochę samej idei win musujących. W końcu właśnie o bąbelki tu chodzi! Aaa.. i pamiętajcie o małym wąskim kieliszku, który umożliwi nam te obserwacje. Jeśli ktoś chce obserwować kosmos to robi to raczej przez teleskop. Podobnie i tu, po co sobie komplikować życie. Z Altun Köpük dwutlenek węgla gdzieś zniknął. Szczerze mówiąc jest go niewiele więcej niż w nie będącym przecież winem musującym Vinho Verde. Głównym podejrzanym jest dziwnie napuchnięty i wilgotny korek. Te bąbelki, które zostały w kieliszku są dość duże i raczej kurczowo trzymają się ścianek kieliszka, jakby w obawie, że podzielą los swoich kolegów. Wino koloru jasnej cytryny, w swojej barwie gdzieś pomiędzy Prosecco, a zrobionym przyzwoicie winem musującym metodą klasyczną (druga fermentacja w butelce i kontakt małej ilości wina z duża ilością martwych drożdży);
  3. Nos: zielone jabłka, cytrusy. Ponadto nos zaskakująco „szampański” - zapach świeżego masła. Jest to aromat wtórny, który powstaje przede wszystkim przy kontakcie wina z martwymi drożdżami. Bardziej więc spodziewałbym się go przy szampanach czy innych winach produkowanych metodą tradycyjną (méthode champenoise) gdzie druga fermentacja, odpowiedzialna za produkcję bąbelków, przebiega w butelce. W konsekwencji kontakt wina z martwymi drożdżami jest dość duży, co skutkuje rozwijaniem się wtórnych aromatów takich jak maślany, drożdżowy czy zapach chleba itp. Altun Köpük jest produkowany metodą powszechnie uważaną za tańszą i szybszą – tank method (method charmat). Druga fermentacja następuje w wielkich kadziach, skąd wino po uzyskaniu bąbelków, przelewane jest pod ciśnieniem do butelek. W tej metodzie dużo mniejszy jest kontakt wina z drożdżami. W kadzi jest znacznie więcej wina w stosunku do powierzchni gdzie opadają martwe drożdże.  Stąd zdecydowanie więcej owocowych aromatów, a mniej tych pochodzących z drugiej fermentacji. To jest teoria, a w praktyce mam przed sobą tureckie wino musujące robione tank method (fermentacja w wielkich stalowych kadziach) z zaskakująco „klasycznym-szampańskim” nosem. Świetne połączenie owocowości z szampańskim „smrodkiem”;
  4. Smak: cytrusy, kwaśne jabłka z wyraźnym, jeszcze kwaśniejszym, przechodzącym prawie w gorycz, finiszem. Ale, żeby nie zrobiło nam się za gorzko i kwaśno, gdzieś w tle wyczuwalny nieprzefermentowany cukier. Smak dużo bardziej zdradza tank method niż nos (owocowa świeżość całkowicie zdominowała smaki mogące pochodzić z drugiej fermentacji);
  5. Cena: 15 Euro. Gdyby nie incydent z bąbelkami, które zniknęły, wino absolutnie warte tej ceny. Jeśli ktoś chce wypić coś cięższego od Prosecco, a nie jest jeszcze gotowy na „drożdżowego giganta”, to Altun Köpük wypełnia tę lukę. A poza tym jest tureckim winem musującym. Co za czasy...;
Jeśli komuś przyszło do głowy, że Anatolia to chyba za gorące miejsce na produkcję win białych, a w dodatku musujących, to trudno odmówić mu logiki rozumowania. Śpieszę więc donieść, że winnice w rejonie Gülşehir położone są na wysokości 900 – 1000 m.n.p.m. Tym samym jeden cud związany z produkcją tego wina daje się racjonalnie wytłumaczyć. Drugi, czyli znikające bąbelki, pozostaje niewyjaśniony.

niedziela, 5 grudnia 2010

Rias Baixas kontra Vinho Verde

Hiszpańsko – portugalska bitwa na wina

  1. Bodegas Martin Códax, Burgáns, 2009, apelacja: Rias Baixas, szczep: Albariño, Hiszpania;
    Muralhas de Monção, 2008, apelacja: Vinho Verde (podregion Monção), szczepy: Alvarinho (to ten sam szczep, który po drugiej stronie granicy nazywa się Albariño), Trajadura; Portugalia;
  2. Kolor: wina właściwie się od siebie nie różnią. Kolor gdzieś pomiędzy cytryną a limonką. W Rias Baixas minimalnie bardziej widoczny zielonkawy refleks. W kieliszku Vinho Verde widoczne wyraźnie delikatne bąbelki. To cecha charakterystyczna białych win z tego regionu. Kiedyś te wina zawdzięczały obecność dwutlenku węgla fermentacji mlekowej (malolactic fermentation), która następowała już w butelce, po właściwej fermentacji alkoholowej. Polega ona na zamienianiu kwasu jabłkowego na bardziej łagodny kwas mlekowy przy udziale bakterii kwasu mlekowego. W procesie produkcji wina fermentacja mlekowa (secondary fermentation) ma przede wszystkim zmniejszyć jego kwasowość i zapewnić łagodniejszy i bardziej pełny charakter. To taki winiarski makijaż. Obecnie przy produkcji Vinho Verde nie przeprowadza się fermentacji mlekowej. Pozwala to winu zachować bardzo wysoką kwasowość i świeżość. Tyle, że trzeba było zrobić coś, żeby zachować jego symbol, czyli skaczące w kieliszku drobne bąbelki. Wybrano najprostsze rozwiązanie. Wino jest nasycane dwutlenkiem węgla, podobnie jak woda mineralna, czy Coca Cola. Dla odmiany, w kieliszku Rias Baixas nic się nie dzieje;
  3. Nos: w Rias Baixas oprócz brzoskwini, lychee, białych kwiatów, wyczuwalna mineralność. Vinho Verde to przede wszystkim zielone jabłka i cytrusy, którym także towarzyszy powiew mineralności. Szczerze mówiąc, poza tą ostatnią, trudno w aromacie znaleźć jakieś elementy wspólne dla obydwu win. Gdyby na tym etapie ktoś powiedział mi, że te wina geograficznie dzieli zaledwie 50 km i w znacznej części są zrobione z tego samego szczepu (Albariño czy jak wolą Portugalczycy Alvarinho) nie uwierzyłbym. Stoją przede mną dwa wina: jedno ma wyraźne bąbelki w kieliszku i pachnie zielonymi jabłkami i cytrusami, drugie bez bąbelków o aromacie brzoskwiń, lychee i białych kwiatów.
  4. Smak: Vinho Verde smakuje dokładnie tak jak pachnie. Przede wszystkim zielone jabłka i limonka. Bardzo duża kwasowość, która potęguje odczucie świeżości. Moim zdaniem idealne na aperitif. W Rias Baixas wyczuwam zielone jabłka i cytrynę (ale nie limonkę - nieznacznie mniejsza kwasowość). Wino pełniejsze ale przez to pozbawione tego zdecydowanego charakteru, jaki ma Vino Verde. Rias Baixas sprawia wrażenie trochę zagubionego, podczas gdy Vinho Verde od początku do końca dokładnie wie gdzie zmierza. Wygląd w kieliszku, nos i smak kolejno się uzupełniają tworząc harmonijną całość. Tymczasem w Rias Baixas nos jest jakby pożyczony z innego wina. Łagodny, delikatny, zbyt silnie w moim odczuciu, kontrastuje z ostrym kwaśnym smakiem.
  5. Cena: Rias Baixas 14,99 Euro, Vinho Verde 43 PLN. Rias Baixas bez takiego charakteru jak Vinho Verde ale dzięki temu nikogo specjalnie nie urazi. Jest niewątpliwie bardziej uniwersalne od swojego portugalskiego rywala. Vinho Verde ma wyraźnie swój styl, który albo ktoś akceptuje albo nie. W Rias Baixas jeśli nie odpowiada komuś jakiś jego element, to zawsze może poszukać w nim sobie jakiegoś innego, który bardziej odpowiada jego preferencjom;
Dla mnie zwycięzcą tego pojedynku jest bardziej harmonijne i trzymające się swojego stylu Vinho Verde. Z pozoru wina te dzieli bardzo niewiele: podobna lokalizacja, a co za tym idzie zbliżony klimat, do pewnego stopnia te same winogrona (w Vinho Verde oprócz Alvarinho jest jeszcze Trajadura). Po otwarciu butelek okazało się jednak, że różnice wcale nie są tak drobne, jak na początku mogłoby się wydawać.